Polpak

piątek, 30 grudnia 2016

Słuchawki bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT - zapowiedź testu


Dwa zdjęcia ze strony Pioneer



Wczoraj od polskiego dystrybutora odebrałem premierowe słuchawki Pioneer SE-MS7BT (zobacz TUTAJ). To, jak określa je producent, słuchawki nauszne Hi-Res z serii Style z technologią Bluetooth i mikrofonem In-line. Prezentują się bardzo ciekawie, nieco w stylu vintage. Muszle wykonane są z czystego aluminium. Podłączyłem do słuchawek Pioneer smartfon iPhone 6S oraz iPad Air 2 via Bluetooth. Parowanie urządzeń nastąpiło błyskawicznie. Popłynęła muzyka z Tidal HiFi.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych, SE-MS7BT obsługują Qualcomm® aptXTM i AAC zapewniając odtwarzanie audio w wysokiej jakości przez Bluetooth. Dzięki NFC można je parować z innymi urządzeniami, wystarczy je umieścić obok siebie. Posiadają duże 40 mm przetworniki wysokiej rozdzielczości oraz szerokie, miękkie nauszniki, otaczające całe ucho, zapewniając niezwykły komfort słuchania. Regulacja dla smartfonów jest zintegrowana w słuchawkach. W zestawie jest przewód do złącza 3,5 mm typu jack, zapewniające odtwarzanie Hi-Res. Dostępne w trzech kolorach: czarnym, srebrnym i brązowym.
  
Cechy
Odtwarzanie Hi-Res dzięki dużym przetwornikom 40 mm
Obsługiwane są wysokiej jakości kodek aptX i AAC
Stylowe wzornictwo w stylu retro
Wygodny, szeroki amortyzowany pałąk i konstrukcja nausznika w celu zapewnienia wygody
Do 12 godzin pracy na baterii (czas rozmów i muzyki)
W zestawie kabel audio (może być dołączony do odtwarzania muzyki)
Możliwość sparowania z maksymalnie 8 urządzeniami
Redukcja echa i tłumienie zakłóceń w celu poprawy jakości połączeń telefonicznych

Specyfikacja techniczna
Bluetooth® Ver.3.0 Power Class 2
Zasięg do około 10 m
Pasmo 2.4 GHz (2.4000 GHz - 2.4835 GHz)
Modulacja FHSS
Profile Bluetooth: A2DP, AVRCP, HFP, HSP
Wspierane kodeki: SBC, AAC, aptX
Zabezpieczenie: SCMS-T
Zasilanie:DC3.7 V bateria z możliwością ładowania
Parowanie do 8 urządzeń
Bateria do 12 godzin (rozmowa/muzyka)
Czas ładowania baterii około 4 godzin
Typ przetwornika: zamknięty dynamiczny
Średnica przetwornika: 40 mm
Skuteczność: 96 dB
Pasmo przenoszenia: 9 Hz – 22 000 Hz (Bluetooth)
9 Hz – 40 000 Hz (via kabel)
Maks. moc wejściowa: 1 000 mW
Impedancja: 32 Ohm
Masa: 290 g
Akcesoria: kabel Micro USB, kabel słuchawkowy








czwartek, 29 grudnia 2016

Przewody zasilające Hiend-Audio Ziggy: Cheetah i PeaceMaker


Zdjęcia przewodu PeaceMaker otrzymane od konstruktora

Wstęp
Kilka tygodni temu zwrócił się do mnie z zapytaniem pewien konstruktor-hobbysta z Warszawy, czy nie chciałbym posłuchać jego przewodów zasilających. Początkowo pomyślałem, że to najpewniej jakieś kolejne domorosłe DIY, jakich dookoła wiele. Ale po obejrzeniu przesłanych zdjęć, zapoznaniu się z ogólną specyfikacją oraz opisem konstrukcji przewodów IEC uznałem, że są jak najbardziej warte uwagi. Dlaczego? Ponieważ mają bardzo nietypową budowę (jak na przewody zasilające), super solidną konstrukcję oraz, co też istotne, niezwykle intrygującą prezencję.

Póki co, pan Ziggy (na razie konstruktor pragnie zachować anonimowość, stąd pseudonim Ziggy), sprzedaje i dystrybuuje swoje kable wśród znajomych i ich znajomych, ale w planach jest założenie własnej firmy. Przewody to autorska, oryginalna produkcja i procesy samodzielnie opracowane przez pana Ziggy'iego W liście do mnie napisał, że jego przewody, gdyby je wprowadzić na rynek, powinny kosztować około 8 000 - 10 000 PLN za sztukę.

Kilka wrażeń ogólnych
Do testów otrzymałem trzy różne konstrukcje kabli IEC: dwa pojedyncze zintegrowane kable wielożyłowe
- Hiend-Audio Ziggy Cheetah (nazwa sugerująca szybkość)
- Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker (nazwa sugerująca spokój) oraz 
- konstrukcję na bazie pojedynczego kabla wielożyłowego (bez nazwy).

Hiend-Audio Ziggy "Cheetah" to skrętka dwóch niezależnych przewodów, każdy wewnątrz swojego niezależnego czarnego poliestrowego oplotu. Na te dwa grube, skręcone przewody nałożone są na wierzchu (na oba przewody razem) i rozłożone równomiernie względem długości, trzy duże rdzenie ferrytowe. Po jednym tuż przy każdej z wtyczek, a trzeci w pośrodku długości kabla. Wtyki wyglądają na kopie Oyaide.

Hiend-Audio Ziggy "PeaceMaker" prezentuje się jak gruba skrętka dwóch niezależnych przewodów, każdy wewnątrz swojego niezależnego czarnego poliestrowego oplotu. W  tym kablu pod poliestrowym oplotem, przy każdej z wtyczek, znajdują się cztery rdzenie. Te rdzenie są nawleczone na indywidualne przewody. Czyli w sumie są tu aż cztery rdzenie: na każdym z dwóch przewodów, przy każdej z wtyczek. Te cztery rdzenie są schowane pod oplotem, ale są łatwo widoczne z racji na lokalne zgrubienia, jakie pod oplotem się tworzą w tych miejscach. Wygląda to trochę jak wąż trawiący swoje cztery ofiary połknięte w równych odcinkach czasowych. Wtyki to kopie Oyaide.

I na koniec konstrukcja na bazie pojedynczego kabla wielożyłowego. To pojedynczy zintegrowany kabel wielożyłowy, w pojedynczym oplocie. Jest to starsza produkcja pana Ziggiego, przysłana do mnie jako porównanie/punkt odniesienia dla dwóch pozostałych przewodów. Nie opisuję jego brzmienia, a traktuję jako tło.





Hiend-Audio Ziggy Cheetah





Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker


Hiend-Audio Ziggy - przewód IEC "jednożyłowy"

Spojrzenie na system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Ze wstydem i pokorą muszę przyznać, że jeszcze jakieś siedem, czy osiem lat temu negowałem wpływ przewodów audio na brzmienie systemu hi-fi, a przynajmniej poddawałem to w wątpliwość. Wraz z upływem czasu związanym z bezustannym prowadzeniem niniejszego bloga, ciągłych odsłuchów i porównań sprzętowych, a także nieustannych zmian przewodów, powoli zacząłem zauważać, że kable mają dość istotne znaczenie na ostateczny dźwięk. Dziś nie mam względem tego żadnych wątpliwości. Owszem, nie wszystkie zmiany są istotnie słyszalne, nie zawsze są możliwe do jednoznacznego scharakteryzowania, czy opisania, ale na ogół „coś” w dźwięku (po wymianie jednych przewodów na drugie) dzieje się, dochodzi do skutku, następuje. Kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć naprawdę tak duże różnice w brzmieniu, że aby uwierzyć własnym uszom, musiałem kilka razy dokonywać porównań. Podsumowując. Wielokrotnie (bo jednak nie zawsze) wpływ przewodów na brzmienie muzyki w systemie hi-fi jest niewątpliwy – i to niezależnie od rodzaju kabla. Czy jest to przewód głośnikowy, interkonekt, czy sieciowy.
   
Nauczony powyższym doświadczeniem, najpierw przewody Hiend Audio Ziggy poddałem procesowi wygrzewania podłączywszy je do wzmacniacza, gramofonu oraz DACa. Do testów właściwych zabrałem się dopiero po kilkunastu dniach, kiedy dźwięk kabli już "dojrzał". Oto ich rezultat.

Hiend-Audio Ziggy Cheetah to, najprościej pisząc, brzmienie otwarte, doświetlone, bogate i żyzne. Cechą charakterystyczną jest krystaliczna wręcz przezroczystość! To przezierność, która nie ujmuje z dźwięku niczego autentycznego, niczego nie przeinacza. To równocześnie lupa powiększająca i filtr cząsteczkowy. Akcelerator i odkrywca brzmienia. Ujawniacz detali i rozjaśniacz barw. Wprowadza do przekazu równowagę tonalną i wysoką dynamikę, ale czyni to w sposób naturalny - bezwysiłkowy. Bez napięć i bez stresu. Lekko i transparentnie. Płynnie, równo, bez zawirowań i spowolnień.

Dodatkowo, nie daje się zaobserwować zjawisko powiększania, czy pomniejszania instrumentów. Panuje pełna proporcja i harmonia. Instrumenty mają mocno i gęsto wypełniony środek. Są dobrze odseparowane od siebie oraz rozproszone po całej przestrzeni. Plany są widoczne, gradacja zachowana, pasma mają wyraźne krawędzie. Barwa nasycona, a dźwięczność doskonała.

Wydaje się, iż przewód Hiend-Audio Ziggy Cheetah najlepiej sprawdzi się do źródeł oraz do wzmacniaczy lampowych i hybrydowych. U mnie świetnie wkomponował się do wzmacniacza hybrydowego Pathos Classics One MKIII i mam silne wrażenie, że pozostanie z nim już na stałe.

Teraz czas na opis drugiego przewodu, czyli Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker, który, zgodnie z nazwą, ma być takim „wprowadzającym pokój”. W zamierzeniu konstruktora przeznaczony do zbyt jaskrawych, wyostrzonych systemów. Kabel do spokojnego słuchania na sofie przy wieczornej lampce wina. I rzeczywiście, powyższy przewód ma nieco odmienną charakterystykę niż „Cheetah”. 

To niejako „zmiękczacz” brzmienia wprowadzający łagodność, aksamit i lekkie ocieplenie. Brzmienie zbyt natarczywe może zostać uspokojone, zbyt ostre krawędzie przystrzyżone, a wybujałe natężenie – wyważone i wypoziomowane. Nie chcę przez to napisać, że PeaceMaker zaciera, czy zamazuje dźwięk, bo tego oczywiście nie robi. Jego dobroczynny wpływ na brzmienie gdzie indziej ma środek. To niejako pogłębienie, miękkie uderzenie i naturalna płynność podparte urozmaiconą plastycznością oraz organiczną emocjonalnością. Dzięki temu brzmienie otrzymuje bardzo fizjologiczny wymiar, wspaniale analogowy charakter, wysubtelniały klimat i nastrój. Owszem, jest nieco „wolniejszy” niż Cheetah, ma mniejsze pogłębienie basu oraz krótsze wydłużanie pogłosów, ale za to ogólnie jest przyjemniejszy w odbiorze. Nie siecze detalami, a pozwala im istnieć na ciemnym tle; lekko ubarwia dźwięk, ale czyni to nienachalnie. Naturalnie i melodyjnie.

PeaceMaker najlepiej sprawdził się jako przewód zasilający wzmacniacze tranzystorowe (w tym i przedwzmacniacze gramofonowe). Na przykład mój Hegel H160, zabrzmiał bardziej bezpośrednio i naturalnie, ale równolegle bardziej życiowo; bardziej poetycko i muzykalnie. W taki sposób, że nagrania uzyskały więcej nasączenia, wypełnienia i lepsze dookreślenie, przy jednoczesnym braku niechcianego dosłodzenia i utwardzenia.

Ważna uwaga. Oba przewody wytwarzane przez Hiend-Audio Ziggy są przewodami z przedziału referencyjnego high-fidelity. Jestem pod wrażeniem ich pełnokrwistości brzmienia!

Ceny w Polsce nieustalone. Kontakt do konstruktora: zjj_wwa@hiend-audio.com

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Klipsch RP-150M (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU) i Shape of Sound Skalar z wkładką Goldring 1042.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.

Przewody sieciowe odniesienia: KBL Sound Fluid, Audiomica Laboratory Jasper Reference, Audiomica Laboratory Volcano Transparent, Perkune Audiophile Cables, AirTech Evo i DC-Components.

wtorek, 27 grudnia 2016

Słuchawki Somic V2

 

Trzy zdjęcia V2 ze strony Somic Audio

Wstęp
W zeszłym tygodniu opublikowałem test referencyjnych słuchawek HiFiMan HE-1000 za bagatela … 14 390 PLN. Na przeciwległym biegunie plasują się dzisiejsi bohaterowie, czyli słuchawki Somic V2 (zobacz TUTAJ). To słuchawki audiofilskie w kwocie low-end (299 PLN), jak poniekąd określa je producent. Zdecydowałem się na ich recenzję, ponieważ uważam, że wato promować ciekawe sprzęty w rozsądnej cenie. A Somic V2 wydają właśnie takie być, recenzje w Sieci są zachęcające. Ale do rzeczy.

Somic Audio
O chińskiej firmie Somic Audio (czytaj TUTAJ) za wiele nie wiadomo. Wiadomo, że polski dystrybutor – firma Audiomagic z Warszawy, sprowadza jej produkty od jakiegoś miesiąca. Tak pisze na swojej stronie: „Somic Industrial Co., Ltd to prężnie rozwijająca się marka, której początki sięgają 1999 roku. Firma ta zajmuje się projetktowaniem, produkcją oraz sprzedażą słuchawek i jest pionierem w tej kategorii w Chinach. Obecnie w zakładach Somic zatrudnionych jest ponad 3 000 pracowników i wykorzystuje się nowoczesne urządzenia do produkcji. W 2008 roku firma otrzymała certyfikaty ISO9001, CE (European Certification System), GS (Germany Certification system) oraz międzynarodowy certyfikat bezpieczeństwa FCC”. Somic jest jedną z bardziej znanych firm słuchawkowych w Chinach; eksportuje swoje produkty już do ponad 200 krajów, choć często noszą one inne nazwy (oczywiście, produkty, a nie kraje).

Somic produkuje kilkadziesiąt (!) modeli słuchawek, choć w większości są to modele stricte budżetowe. W katalogu można znaleźć dwie marki: tytułową Somic oraz Sennic (zobacz TUTAJ) pozycjonowaną na tzw. gaming. Spośród modeli Somic wyróżnić można zaś słuchawki hi-fi music, bezprzewodowe, gamingowe 7.1 oraz inne adresowane do gier komputerowych.

Wrażenia ogólne i budowa
V2 dostarczane są w zaskakująco estetycznym kartonowym opakowaniu obciągniętym błyszczącym brązowo-złotawą tkaniną. Prezentuje się to wręcz luksusowo. Tak, jakby wewnątrz znajdowały się co najmniej słuchawki za 1 000 PLN, a nie za 300 PLN. Pudło ma otwieraną na bok klapkę. Po jej uchyleniu ukazują się Somic V2 ułożone na płasko w plastikowej wytłoczce-stelażu, gdzie słuchawki są wciśnięte, a przez to bezpiecznie unieruchomione. W wytłoczce tej są też umocowane adapter na jack 6,3 mm oraz wtyk przewodu słuchawkowego 3,5 mm z końcówką dodatkowo osłoniętą plastikową tuleją. Pod wytłoczką znajdują się różne certyfikaty, instrukcje, etc.

Na uchylonej klapie, w osobnej przegródce, umieszczone są pady ze sztucznej skóry. Są to pady dodatkowe, bo na słuchawkach zamontowane są już pady z weluru. Jak widać, wyposażenie jest ponadstandardowe. Brawo. Brak jedynie etui transportowego.

Co by nie napisać, Somic V2 prezentują się bardzo dobrze, wręcz fantastycznie. To nie są żadne toporne nauszniki typu niektóre modele Takstar (czytaj test TUTAJ), czy Krüger&Matz Prestige Home (czytaj test TUTAJ), a produkt wycyzelowany - skonstruowany i wykonany z dużą dbałością o detale i wykończenie. Jeżeli by przymocować doń metkę Sennheiser lub Audio-Technica, to nie byłoby w tym żadnej ujmy. Powtórzę więc, V2 wykonane są znakomicie!

Muszle są zbudowane są z twardego tworzywa sztucznego; są całe czarne, za wyjątkiem pomalowanych na srebrno pierścieni dookoła miejsc mocowania padów. Grille wykonane są z metalowych siateczek, pod nimi przezierają przetworniki z czerwonymi membranami. Świetnie to wygląda. Muszle do pałąka mocowane są widełkami, które obracają się w poziomie o 180 stopni i w pionie o jakieś 30 – 40 stopni. Umożliwia to nie tylko optymalne ułożenie na małżowinach usznych, ale także złożenie na płasko słuchawek. Pałąk to sztywna stalowa rama, na którą od góry nałożony jest ochraniacz obciągnięty sztuczną skórą, a od spodu przymocowana miękka poduszeczka. Rozmiar pałąka reguluje się za pośrednictwem wysuwanej stalowej zeń szyny.

Przewód słuchawkowy doprowadzany jest do obu muszli; nie jest odłączany. Zakończony jest złoconym mini-jackiem 3,5 mm z solidnym wtykiem dodatkowo od strony przewodu chroniony stalową sprężyną. Wtyk na końcu zaopatrzony jest w gwint, na który można nakręcić adapter 6,3 mm (jest w zestawie). Przewód jest dość wysokiej jakości; jest gruby i masywny, powleczony gumowatym tworzywem. Nie mikrofonuje, nie plącze się, nie zwija się samoistnie. Jedynym mankamentem jest jego długość wynosi aż …3 metrów. Do słuchania przenośnego to stanowczo za dużo.

Jak wspominałem wcześniej, V2 wyposażone są w dodatkowe pady ze sztucznej skóry. Fabrycznie montowane są pady z weluru/aksamitu. Użytkownik indywidualnie decyduje, które pady są dla niego bardziej odpowiednie. To duży atut.

* * *

Oczywiście. Somic V2 mają w różnych krajach rozmaite nazwy i osobne mutacje. W USA znane są jako produkt "amerykańskiej" firmy Status Audio z nowojorskiego Brooklynu. Nazywają się tam Status OB-1 (zobacz TUTAJ), a kosztują więcej niż w Polsce...

Ergonomia
V2 nie są niewygodne, ale super komfortowe też nie są. Z uwagi na raczej małe muszle, uszy nie mieszczą się w nich całkowicie. Pady częściowo osiadają więc na małżowinach usznych. Na szczęście pałąk od spodu ma bardzo miękką poduszkę, nie uwiera. Z kolei precyzyjna regulacja objętości pałąka sprzyja wygodzie – słuchawki nie cisną, nie uwierają, a trzymają się czaszki dość mocno. Ogólnie ergonomię można ocenić na mocne 4 (w 5-cio punktowej skali). Ocenę może obniżać nieodłączany i długi, bo aż 3 metrowy przewód, który do odsłuchów mobilnych jest mało użyteczny.

Parametry techniczne
Konstrukcja: wokółuszna, otwarta
Pasmo przenoszenia słuchawek: 15 – 30 000 Hz
Impedancja: 54 Ω
Dynamika (SPL): 95 dB
Przetwornik: dynamiczny, 42 mm
Wtyk: 3,5 mm/adapter 6,3 mm.
Przewód słuchawkowy: 3 m
Masa: 388 g


Wyjątkowo estetyczne opakowanie V2


Słuchawki spoczywają na tacce; na dole wciśnięta weń końcówka przewodu z wtykiem 3,5 mm, a obok adapter 6,3 mm

Po lewej: dodatkowe pady

Pady obszyte sztuczną skórą

Wysoka jakość V2

Budowa przetwornika (ilustracja ze strony Somic Audio)


Zbliżenie na Somic V2



MacBook Pro jako źródło (z Tidal HiFi), zaś Fostex HP-4ABL jako DAC i wzmacniacz słuchawkowy - zestaw dla V2 palce lizać!



Kilka próbek słuchanej muzyki z iPhone'a 6S


Wrażenia dźwiękowe
Tytułowe słuchawki podłączałem głównie do iPhone 6S oraz do wzmacniacza słuchawkowego i DACa Fostex HP-4ABL (gdzie źródłem był MacBook Pro). Sporadycznie do wzmacniacza słuchawkowego HiFiMan EF-6. Słuchawki porównawcze to AKG K545, Fostex TH-610, Moshi Avanti, Final Audio Design Pandora Hope VI oraz HiFiMan HE-1000. Muzyka pochodziła przede wszystkim z serwisu steamingowego Tidal HiFi (FLAC 16 bit/44,1 kHz). 

Trudno mi było przed odsłuchami wyobrazić sobie jak mogą grać Somic, bo to mój pierwszy kontakt z tym egzotycznym producentem. Nie wiedząc do jakiego brzmienia można by odnosić V2, do czego je porównywać, po prostu nastawiłem muzykę i założyłem je na uszy. Od razu też napiszę, aby nie przedłużać sprawy, że Somic grają doskonale jak na swoją cenę 300 PLN. To dźwięk całopasmowy, pełny i nasycony, z dobrą energią, mocnym i głębokim basem (ale nie przesadzonym), soczystą średnicą i wyraźnymi sopranami. Ciśnienie akustyczne jest wysokie, muzyka brzmi autentycznie i żywo. Co istotne, w brzmieniu nic nie uwiera, nie przeszkadza w odbiorze. To przekaz dobrze zestrojony, świetnie skonstruowany – harmonijny i proporcjonalny. Zszyty i symetryczny. Czysty i wiarygodny.

Instrumenty i wokale są precyzyjnie wyrażane, mają odpowiednią głębię i masę, są optymalnie dźwięczne, nie giną za szybko. Dysponują optymalną strukturą, dobrą namacalnością, a także niezłą barwą. Z kolei selektywność stoi na co najmniej przyzwoitym poziomie. Może nie słychać wszystkich poszczególnych skrzypiec w dużej orkiestrze, czy pełnej obfitości nut rozbudowanej symfoniki, ale i tak V2 nie mają się czego wstydzić. Zapewniają analityczność i selektywność na poziomie słuchawek z przedziału około 800 – 1 000 PLN, a to naprawdę nieźle. Takie porównawcze AKG K545 stoją tu na identycznym pułapie. Podobnie rzecz ma się z przestrzenią. V2 nie są mistrzami budowania rozbudowanej i głębokiej sceny, lecz jest ona co najmniej niezła. Pierwsze plany są wyraźnie uprzywilejowane, drugie są raczej odchudzone, a pozostałe tworzą dalekie tło, na którym rysowane są tylko większe szczegóły. Somic mają też tendencję do zmiękczania dźwięku, czuć lekki plusz („misiowatość”) i wygładzenie, czasem przechodzące w ocieplenie (szczególnie średnicy). Nie jest to żaden zarzut, a stwierdzenie faktu. Wiele konstrukcji poniżej 1 000 PLN ma takie cechy – wystarczy przywołać modele jak Sennheiser HD598, czy Beyerdynamic Custom One Pro.

Gdybym miał porównać Somic V2 do jakichś słuchawek, to najbliżej by im było do wspomnianych Sennheiser HD598. To podobna „kremowatość” dźwięku, miłe uszom harmonia i czystość, utylitarna ogłada, a także elegancka strukturalność przyprawiona dużą głębią dźwięku, ale pomniejszona o daleką analizę i z lekka ujemną selektywnością.  

Podsumowując. Dalekowschodnie Somic V2 to bardzo przyjemnie i dojrzale brzmiące słuchawki o solidnej i estetycznej budowie, a do tego kosztujące wręcz śmieszne pieniądze. Polecam!

Cena w Polsce - 299 PLN.


piątek, 23 grudnia 2016

Wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 i słuchawki HiFiMan HE-1000



Wstęp
We wrześniu br. od białostockiego dystrybutora Rafko miałem otrzymać do testów najnowsze HiFiMan Edition X, ale cała nowa partia sprzętu HiFiMan gdzieś zaginęła po drodze do Polski. Trzeba było czekać na odnalezienie przesyłki. W zamian Edition X dojechały do mnie inna para, a mianowicie HiFiMan HE-560. Co prawda nie są to premierowe słuchawki, bo do sprzedaży trafiły jakieś półtora roku temu, ale moim zdaniem, jak najbardziej warte uwagi i przypomnienia. Pisząc wprost, HE-560 całkowicie mnie oczarowały i zahipnotyzowały (czytaj test TUTAJ). W rezultacie przedłużyłem ich obecność u mnie aż do dwóch miesięcy. Oddałem je dystrybutorowi dopiero przed samym warszawskim Audio Video Show.

Po Audio Video Show Rafko miał od razu wysyłać do mnie wspomniane na początku HiFiMan Edition X, ale efektem warszawskiej wystawy, było to że, wszystkie Edition X szybko rozeszły się po Polsce. Tak więc znowu zostałem bez tych słuchawek. Jednak Rafko jako swoistą "rekompensatę" zaproponował wysyłkę na testy komplet wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 (zobacz TUTAJ) oraz słuchawki HiFiMan HE-1000 (zobacz TUTAJ). To zestaw referencyjny, jego cena zahacza o 23 000 PLN. Taka to była geneza niniejszego testu – ale do rzeczy.

Wrażenia ogólne i budowa - HiFiMan EF-6
Wzmacniacz prezentuje się jak rasowy wzmacniacz zintegrowany, a nie jak słuchawkowy. Jest bardzo duży i ciężki. Jego masa sięga prawie 11 kg, a rozmiarami nie ustępuje klasycznym wzmacniaczom (10.5 x 33 x 31 cm). Czarna stalowa obudowa po bokach obwiedziona jest masywnymi aluminiowymi radiatorami. Wzmacniacz klasy A dość mocno grzeje się, tak więc mają co odprowadzać.

EF-6 ze strony funkcjonalnej jest wyłącznie wzmacniaczem słuchawkowym (i dodatkowo przedwzmacniaczem). Brak tu zainstalowanego DACa, łączności bezprzewodowej, itp. Na aluminiowo-akrylowym froncie centralne miejsce zajmuje duże pokrętło głośności (24-krokowe). Po jego prawej stronie zainstalowano trzy przyciski wyboru źródeł oznaczone jako CD, AUX i Line In. Dwa pierwsze aktywują jedną z dwóch par wejść RCA umieszczonych z tyłu urządzenia, a trzecie – wejście na mini-jack 3,5 mm zamontowane nieopodal na froncie. Wciśnięty przycisk powoduje zapalenie się jednej z niebieskich diod zlokalizowanych w sąsiedztwie. Na skrajnej prawej stronie przedniego panelu znajdują się dwa solidne wyjścia słuchawkowe: na jack 6,3 mm i 4-pinowy XLR. Na przeciwległej lewej stronie zamontowano włącznik sieciowy, a tuż nad nim niebieską diodę.

Z tyłu znajdują się trzy pary gniazd RCA: dwie pary to wejścia źródłowe, a trzecia to wyjście z przedwzmacniacza. Tamże zainstalowano wejście siecowe IEC wraz z zintegrowanym bezpiecznikiem. Z tyłu, oprócz gniazd, znajduje się też hebelkowy przełącznik zmieniający skokowo wzmocnienie o 10 dB.

Tak opisuje producent HiFiMan EF-6: „Jeden z najmocniejszych i najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na świecie. Zamiast klasycznego potencjometru - drabinka rezysotorowa - 24 krokowy ręcznie produkowany tłumik oparty na rezystorach DIP na wejściu i wyjściu obwodu. Wydzielona sekcja przedwzmacniacza wyposażona w op-ampy Texas instruments OPA627 (wejście) i typu FET OPA2604 (wyjście). Topologia wzmacniacza: 3-stopniowy obwód wyposażony w op-ampy Burr-Brown OPA627AP z mosfetami wyjściowymi Toshiba 2SK214 i 2SJ77. Sekcja zasilania oparta na filtrze CLC. Rozmiar, jakość i sztywność obudowy lepsza niż w wielu wzmacniaczach stereo.

Wrażenia ogólne i budowa - HiFiMan HE-1000
Słuchawki dostarczane są w potrójnym (sic!) opakowaniu. Na zewnątrz to drewniana szkatuła zamykana na zasuwę i dwa zamki. Wewnątrz, znajduje się karton, a dopiero w nim finezyjna szkatuła obita skórą. W środku, pośród finezyjnie wycinanych czarnych gąbek i zamszu, bezpiecznie spoczywają HE-1000. W zestawie znajdują się aż trzy przewody słuchawkowe: 3 metrowy symetryczny zakończony wtykiem XLR, także 3 metrowy niesymetryczny z wtykiem typu duży jack 6,3 mm oraz 1,5 metrowy niesymetryczny, krótki z małym jackiem 3,5 mm do urządzeń przenośnych. Dodatkowo producent dostarcza instrukcję obsługi oraz różne certyfikaty. Brak etui transportowego, jak i stojaka (a w cenie 14 000 PLN za słuchawki było by to miłym uzupełnieniem).
HE-1000 to nowa linia wzornicza HiFiMan przełamująca niejaką toporność designu, z czego zresztą bardzo się cieszę. W podobnej manierze zostały też zaprojektowane HE-560, które ostatnio testowałem (czytaj TUTAJ). Producent podaje, że badania i testy HE-1000 trwały aż 7 lat, a zastosowana w nich technologia jest wielce nowatorska (m.in. membrana o grubości zaledwie 1 nanometra - 0.000001 mm!).

Same słuchawki to połączenie głównie trzech materiałów: naturalnej skóry, drewna oraz metalu. Dzięki temu HE-1000 prezentują się fantastycznie – wytwornie, nowocześnie, ale i stricte audiofilsko w najlepszym tego słowa znaczeniu. To ręcznie wykonana w pełni otwarta konstrukcja z maksymalnie rozszerzonymi prześwitami w maskownicach wykonanych z polerowanego metalu. Ergonomiczne, wygodne wzornictwo zostało zaczerpnięte z rozwiązań znanych z modelu HE-560, lecz tu zostało rozwinięte. Jak podaje HiFiMan, giętki w pełni regulowany pałąk i perforowany pasek z cielęcej skóry w kształcie łuku gwarantują najwyższy poziom komfortu i wytrzymałości. Korzystając z asymetrycznych, perforowanych nausznic wykonanych z najwyższej jakości hybrydowego materiału łączącego welur z naturalną skórą, w HE-1000 można spędzać długie godziny bez śladu zmęczenia ciesząc się jeszcze lepszą jakością basu.

Co tu dużo pisać? HiFiMan HE-1000 reprezentują najwyższy z możliwych poziom wzornictwa i wykonania. To pedantycznie wycyzelowane drewniane muszle z perfekcyjnie weń wmontowanymi metalowymi metalowymi elementami maskownic (grillów) i mocowań wtyków słuchawkowych. Całość uzupełniają skórzane pady muszli i opaski zamocowanej pod stalowym pałąkiem. Tip-top!

I jeszcze ważna informacja od producenta uzupełniająca powyższe: „HE-1000 to pierwsze w historii słuchawki wykonane z wykorzystaniem nanotechnologii! Ultra-precyzyjnie wykonana membrana HE-1000 ma grubość jednego nanometra, tj. 0.000001 mm – jednej milionowej milimetra! Oznacza to, że jest praktycznie niewidoczna gołym okiem. Masa takiego przetwornika jest praktycznie zerowa. Precyzyjna technologia gwarantuje niespotykane w innych słuchawkach szerokie pasmo przenoszenia oraz niezwykłą energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprowadzić w drganie nie tylko przepływające powietrze, ale poruszyć nawet całą obudowę słuchawek”.

Ergonomia
O ergonomii będzie bardzo krótko. HE-1000 to są jedne z najwygodniejszych słuchawek z jakimi miałem do czynienia. Są tak zaprojektowane, że pady całkowicie obejmują dookoła małżowiny uszne, osiadając na kościach skroniowo-potylicznych czaszki i na sklepieniu czaszki via skórzana opaska pod pałąkiem. Przez to praktycznie nie czuć ich ani na uszach, ani na głowie (i to pomimo całkiem sporej masy 480 gram!). Na HE-1000 można słuchać godzinami bez zmęczenia.


Czysta forma wzmacniacza EF-6 i piękny design HE-1000




Na tym zdjęciu doskonale widać akryl frontu i aluminium dookoła pokrętła głośności


Centralne miejsce na froncie EF-6 zajmuje duże pokrętło głośności

W zestawie znajdują się trzy komplety przewodów; powyżej widoczne są dwa z trzech


Tył EF-6


HE-1000 to koronkowa robota


HE-1000 - stal, drewno i naturalna skóra



Kilka próbek słuchanej muzyki z Tidal Hi-Fi (FLAC 16 bit/44,1 kHz) z iPhone 6S

Wrażenia dźwiękowe
Wzmacniacze słuchawkowe porównawcze to Hegel H160 i Fostex HP-A4BL. Używałem też smartfon iPhone 6S. Słuchawki to FInal Audio Design Pandora Hope VI oraz Fostex TH-610. Muzyka różna, w tym pochodząca z Tidal Hi-Fi (FLAC 16 bit/44,1 kHz).

Słuchawki HE-1000 w Polsce kosztują około 14 400 PLN, zaś wzmacniacz EF-6 nieomal 8 500 PLN, więc razem to prawie 23 000 PLN. Nie jest to mało. Za taką kwotę można kupić niezły samochód (ale raczej używany). Za takie pieniądze można by spodziewać się audiofilskiej nirwany, nieskończenie dobrego dźwięku, magicznego brzmienia. I rzeczywiście, zestaw HE-1000 i EF-6 to diabelsko dobry tandem! Gra tak, jak powinien brzmieć optymalny sprzęt słuchawkowy. To dźwięk głęboko nasycony, bardzo przestrzenny, masywny, ale i równolegle lekki i napowietrzony. Nacechowany nieprawdopodobną czystością i transparentnością, a także super rozdzielczością – wydaje się, że można usłyszeć nieomal wszystko. Daleko i głęboko. Zdaje się że słyszeć nawet jak muzycy stoją lub siedzą, czuć drgające pudła rezonansowe instrumentów, świszczące powietrze, etc. Ułuda dźwięku „live” jest doskonała. Słuchawki HE-1000 zapewniają żywy spektakl, a wzmacniacz EF-6 amplifikuje wybornie zróżnicowane i transparentne dźwięki.

W HE-1000 bardzo zwraca uwagę bardzo rozległa scena, wręcz hektarowa. Otwarta i natlenowana. Dźwięki są rozłożone na boki niczym przy odsłuchach na dobrych monitorach, a do tego głębokie jak stumetrowa studnia. Słychać nie tylko bliskie dźwięki (co oczywiste), ale także te dalekie – czy to z głębi nagrań, czy zapisane gdzieś mimochodem na boku. Dzięki temu albumy koncertowe brzmią niesamowicie realistycznie, zaś wzmacniacz EF-6 dodaje im ciała i fizyczności. Nadaje ciężar, kształt i ostateczny szlif. To brzmienia energetyczne, doświetlone i całościowo świetnie zdefiniowane – wyraźne, precyzyjne i analityczne. Przekaz jest dynamiczny (a czasem wręcz żywiołowy), ale zawsze galanteryjny i delikatesowy. Energia i subtelność w jednym. Taką cechą mogą poszczycić się wyłącznie najlepsze konstrukcje audio hi-fi, zaś opisywany komplet bezsprzecznie przynależy do świata high-endu. To najwyższa liga dźwiękowa.

EF-6 oraz HE-1000, można napisać, komunikują się wzajemnie. Tak, jakby uzgadniały, co i jak mają zagrać, jaki sznyt nadać dźwiękom, co zrobić aby wszystko zabrzmiało optymalnie. W rezultacie słychać wspaniałą harmonię, koherentność oraz synergię brzmienia. To dźwięk w stu procentach organiczny i fizjologiczny – bardzo przyjemny w odbiorze (co wcale nie jest takie oczywiste). Barwa i  ciężar odtwarzanych dźwięków jest nie tylko czysta, ale i harmonijna. Zespolona z ogółem, utrwalona na tle, wyodrębniona z masy. Odnosi się wrażenie, że coś całość jest wybitnie dotykalna i policzalna; że wszystko gra razem, a jednocześnie indywidualnie. Bez problemu można zanurzyć się w muzyce, ale można również śledzić pojedyncze partie instrumentów – nawet jeżeli by to miały być trzecie skrzypce w ostatnim rzędzie orkiestry, albo jakiś dzwonek oddalony w tle.

Na koniec jeszcze jedna, istotna rzecz. Słuchawki HiFiMan HE-1000 podłączałem także do smartfonu iPhone 6S. Niby to mezalians, bo do sprzętu za jakieś 3 000 PLN – 4 000 PLN podłączałem słuchawki warte kilka razy więcej. Ale jako, że producent do słuchawek HE-1000 dołącza również przewód o długości 1,5 m zakończony małym jackiem 3,5 mm, a więc adresowany wprost do smartfonów, nie mogłem sobie odmówić takich odsłuchów. Zachęcająca jest także niska impedancja 35 Ohm. Nawiasem mówiąc, uważam iPhone 6S za wyjątkowo dobre źródło dźwięku i nie mam problemów z tym, aby słuchać na nim muzykę za pośrednictwem drogich słuchawek (na co dzień robię to na słuchawkach Final Audio Pandora Hope VI słuchają muzyki z Tidal Hi-Fi).

Odsłuchy na iPhone 6S przyniosły dźwięk mocarny i ekspresyjny, bardzo rozbudowany przestrzennie, a równolegle gładki i głęboki. HE-1000 zapewniły lekkość i świetną barwę, dostarczyły życie i energię, dopełniły masą dźwięk. Przyznam szczerze, że to były moje najprzyjemniejsze odsłuchy z pośrednictwem iPhone’a. Radość psuł tylko fakt, że czas oddania słuchawek dystrybutorowi niechybnie zbliżał się…  

Konkluzja
Jeżeli ktoś poszukuje audio-nirwany, oczekuje dźwięku totalnego i komplementarnego, nasyconego po brzegi muzyką, a to tego barwnego, tonalnego i doskonale rozdzielczego, to powinien zainteresować się tytułowym zestawem HiFiMan HE-1000 i HiFiMan EF-6. To high-end w każdym calu – zarówno w skali makro, jak i mikro!

Dla mnie kontakt z powyższym zestawem zapewnił sporo audiofilskiej radości. Wstyd się przyznać, ale cieszyłem się jak dziecko z każdego dnia spędzonego w jego towarzystwie. Dużą niespodzianką był fakt, że słuchawki HE-1000 podłączone do „zwykłego” iPhone’a 6S przyniosły zaskakująco rasowy i pełny dźwięk o wysokim stopniu muzykalności.

Ceny w Polsce: słuchawki HiFiMan HE-1000 – 14 390 PLN; wzmacniacz HiFiMan EF-6 – 8 490 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU), Pioneer PLX-1000 z Goldring Legacy.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.