Polpak

czwartek, 31 grudnia 2015

Wzmacniacz zintegrowany Pioneer A-70DA



Trzy powyższe zdjęcia z japońskiej strony Pioneer, na którą warto zajrzeć  



Wstęp
Tytuł niniejszego tekstu brzmi „Wzmacniacz zintegrowany Pioneer A-70DA”, ale od razu warto dopowiedzieć, że jest to nazwa niepełna. Albowiem A-70DA ma na pokładzie zainstalowany także pełnoprawny przetwornik cyfrowo-analogowy – i to nie byle jaki, bo ESS SABRE ES9016S dzięki czemu przetwarza nawet sygnały o najwyższej rozdzielczości takie jak Quad DSD do 11,2 MHz i pliki PCM w formacie WAV lub FLAC do 384 kHz i 32 bitów. Jest wyposażony również w zaawansowany wzmacniacz słuchawkowy. Warto podkreślić, że DAC i wzmacniacz słuchawkowy zamontowane w Pioneer A-70DA bazują na znakomitej konstrukcji Pioneer U-05 (czytaj recenzję TUTAJ), co jest niezłą rekomendacją. Ponadto sprzęt jest wyposażony w przedwzmacniacz gramofonowy i to zarówno dla wkładek typu MM, jak i MC. Takie to z tego Pioneera wszechstronne i interdyscyplinarne urządzenie.

Bardzo cieszy, że ta japońska firma po latach koncentrowania się głównie na segmencie tzw. kina domowego, ponownie powróciła do pełnoprawnego stereo hi-fi (zobacz TUTAJ). Pioneer bardzo zainwestował w konstrukcje nowych wzmacniaczy, odtwarzaczy sieciowych, SACD, DAC, ale także w takie komponenty jak słuchawki, czy przenośne odtwarzacze stereo. Ale tymi sprzętami zajmę się innym razem.

Pioneer A-70DA pojawiał się na rynku jakiś miesiąc temu. Na początku grudnia przyjechał do mnie na testy prosto od polskiego dystrybutora marki – firmy DSV z Gdyni. Dziś, ostatniego dnia roku 2015, publikuję recenzję.

Wrażenie ogólne i budowa
Pioneer A-70DA po wyjęciu z kartonu prezentuje się lepiej niż bardzo dobrze, bo pierwszorzędnie. Kapitalne wrażenie wywiera aluminiowy, anodowany na czarno, czołowy panel urządzenia - estetyczny i z logicznie umieszczonymi pokrętłami, przyciskami i diodami. Prawdziwie japońska robota z lekkim nawiązaniem do stylu vintage. Na froncie dominuje duża metalowa gałka wzmocnienia. Po boku ma spore nacięcie, które informuje o poziomie głośności. Oprócz niej, po dwóch stronach, umieszczono cztery kolejne gałki, lecz już znacznie mniejsze. Trzy po lewej stronie służą do regulacji basów, sopranów i balansu, a samotna po prawej stronie to selektor źródeł. Nad nią umieszczono (w dwóch rzędach) dziewięć niebieskich diod. Górny rząd sześciu diod sygnalizuje aktywne wejście analogowe, a dolne trzy – cyfrowe (optyczne, elektryczne i USB). Doprawdy, bogactwo wejść jest fantastyczne.

Wracając do przedniego panelu. Oprócz pokręteł, znajdują się na nim też liczne przyciski. Dwa z nich (na górze) to wybór sekcji kolumn (A, B lub A+B), a trzeci obok służy do aktywacji funkcji loudness. Kolejne przyciski to uruchamianie trybu Direct, przyciszenia, aktywacja końcówek mocy (i wyłączenie sekcji przedwzmacniacza) oraz wybór rodzaju przedwzmacniacza gramofonowego – MM lub MC. Wszystkie przyciski po wciśnięciu zapalają niebieskie diody umieszczone w ich korpusach (oprócz przełącznika MM/MC). Na lewym boku zamontowano przycisk sieciowy. Kiedy Pioneer gra – dioda przycisku świeci się na niebiesko, po wyłączeniu – na czerwono. Co ciekawe, po kilkunastu minutach braku sygnału doprowadzanego do A-70DA, sprzęt wyłącza się automatycznie. Na froncie zamontowano także pełnowymiarowe wyjście słuchawkowe 6,3 mm.

W zestawie znajduje się pilot zdalnego sterowania. Służy do obsługi wszystkich funkcji A-70DA, a także firmowego odtwarzacza SACD, sieciowego i być może innych urządzeń Pioneer. Pilot ma bardzo wydłużony kształt, górna pokrywa wykonana jest z aluminium anodowanego na czarno (podobnie jak przyciski głośności). Pozostałe części to czarne tworzywo sztuczne (dolna część pilota i pozostałe przyciski).

Z tyłu umieszczono podwójne, solidne terminale głośnikowe o jakości wręcz ekskluzywnej. To duże złocone, metalowe terminale dodatkowo zaślepione plastikowymi wkładkami. Po lewej stronie umieszczono sekcję gniazd wejściowych i wyjściowych pogrupowane w kilka grup. Są też symetryczne XLR dodatkowo z przełącznikiem fazy. Skrajny lewy bok zajmuje para gniazd RCA wejścia do przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC. Mają zamontowane eleganckie zaślepki. Wyboru trybu MM/MC dokonuje się z poziomu panelu frontowego (tamże znajduje się specjalny przycisk). Pod gniazdami gramofonowymi umieszczono zacisk uziemienia. Po przeciwległej stronie znajduje się gniazdo sieciowe IEC (z dwoma bolcami) i dwa gniazda mini-jack do służące do integracji sprzętu z innymi firmowymi.

Na firmowej stronie tak można przeczytać o Pioneer A-70DA:
"Składające się z trzech części, dwuwarstwowe chassis skutecznie ekranuje zasilacz, wzmacniacz wstępny i stopień mocy i zapobiega wzajemnym zakłóceniom. Wzmacniacz wstępny w pełnym układzie symetrycznym oraz symetryczne wejścia Neutrik-XLR osiągają najwyższy możliwy odstęp od zakłóceń. Połączenia XLR są standardem w technice studyjnej i są o wiele mniej podatne na zakłócenia wszelkiego typu.

Ważący ponad 17 kilogramów A-70DA to nie tylko masa, ale przede wszystkim klasa: oddzielne transformatory sieciowe dla sektorów stopnia wejściowego i wyjściowego dają nie tylko wagę, ale i optymalne warunki pracy bez zakłóceń dla układów scalonych audio – szczególnie gdy, jak w tym przypadku, są one pojedynczo zalane i osłonięte. W przypadku A-70DA opłaca się to podwójnie, gdyż jego stopień wejściowy jest w całości symetryczny. Do symetrycznego wejścia XLR wbudowano nawet oddzielną regulację głośności minimalizującą straty. Dzięki wejściom cyfrowym, A-70DA jest przystosowany do wszystkich nowoczesnych formatów muzycznych. Za pośrednictwem USB obsługiwane są także formaty o najwyższych rozdzielczościach, jak Quad-DSD (11,2 MHz) lub PCM z 384 kHz i 32bit. Odpowiednikiem tych wysokich rozdzielczości w świecie analogowym są ekskluzywne adaptery MC, które dzięki przełączalnemu elementowi gramofonowemu zaopatrują urządzenie z taką samą precyzją, co rozpowszechnione systemy MM.
Sam wzmacniacz jest konstrukcją symetryczną MOSFET klasy D; dysponuje mocą 2 x 90 W (20 Hz-20 kHz, THD > 0.5 %, 4 Ohm) i 2 x 65 W (20 Hz-20 kHz, THD > 0.5 %, 8 Ohm)”.




Pioneer A-70DA w czarnej wersji


Więcej niż solidna obudowa

Aluminiowy panel frontowy anodowany na czarno



Pioneer to także niezły wzmacniacz słuchawkowy; tu słuchawki Oppo PM-3

Po lewej stronie - od góry: wzmacniacz Fezz Audio Siver Luna, Audia Flight FL Three S, Dayens Ecstasy III i Cayin CS-55A

Porównanie z DACiem Audio Analogue Vivace


Odsłuchy z gramofonu Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black


Na górze przedwzmacniacz gramofonowy Egg-Shell Prestige PS5




Kilka ujęć systemu odsłuchowego


Wrażenia dźwiękowe
Do Pioneer A-70DA przyłączałem cztery pary kolumn: podłogowe AudioSolutions Overture O203F, Pylon Diamond 25 i Vienna Acoustics Mozart Grand oraz podstawkowe Studio 16 Hertz Canto Three SE. Wzmacniacze porównawcze to tranzystorowe Hegel H160, Audia Flight FL Three S, Dayens Ecstasy III oraz lampowe Cayin CS-55A oraz Fezz Audio Silver Luna. Przewody to Perkune Audiophile Cables oraz dodatkowo sieciowe Vein Audio Indigo na zmianę z KBL Sound Fluid. Gramofony to Clearaudio z wkładką MC Goldring Legacy i Notthingham Analogue Horizon z MM Ortofon 2M Black. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Niekiedy można przeczytać w periodykach audio, że istnieje coś takiego jak narodowa „szkoła dźwięku”. Można wyróżnić tzw. brytyjską, amerykańską, francuską lub japońską szkołę dźwięku (i kilka innych). Na przykład brytyjska opisywana jest jako posiadająca rozbudowaną średnicę, z mocnym energetycznym basem oraz lekkim ociepleniem; amerykańska to przede wszystkim energia i spektakularność, czyli „ściana dźwięku”, zaś japońska to preferowanie naturalności, czystości i klarowności dźwięku podparte wysoką selektywnością. Owszem, to duże uproszczenie i pewien skrót logiczny, sporo audiofilów nie godzi się na takie podziały, ale moim zdaniem ziarno prawdy w takim opisie jest. Tak, czy inaczej, Pioneer budując model A-70DA niewątpliwie dobrze wpisał się w powyższą klasyfikację. Albowiem opisywany wzmacniacz przede wszystkim stawia właśnie na typowo japońskie cechy jak: transparentność i neutralność grania, ponadprzeciętna detaliczność i wysoka rozdzielczość, podbudowane dużą masywnością oraz namacalnością brzmienia. Z całą odpowiedzialnością mogę napisać, że w analogicznej stylistyce dźwięku lokują się także japońskie firmy typu Accuphase, czy Luxman. To podobna bezpośredniość i szybkość przekazu, wyborna krystaliczność i dźwięczność plus naturalna fizjologiczność, lecz bez oznak agresji czy śladów nadpobudliwości. Wyłącznie elegancka neutralność i gładkość - nasycenie i spójność.

Pioneer A-70DA dysponuje i zarządza dużą dynamiką i energią, buduje realny spektakl muzyczny bez symptomów zmęczenia i zadyszki sprzętu; nawet bardzo głośne partie muzyczne gra równo i czysto - na wysokich obrotach, lecz wciąż naturalnie i harmonijnie. Wzmacniacz zapewnia stu procentowe poczucie mocy i temperamentu, werwy i entuzjazmu. Co ważne, A-70DA pomimo, że ma bardzo ekspansywny charakter brzmienia (włączając w to selektywne soprany), to nie faworyzuje żadnego z pasm – basy są silne i sprężyste, pięknie elastyczne i nisko schodzące; wysokie są doświetlone i wyraziste, ale nie prześwietlone i nie wyostrzone; z kolei średnica jest dogęszczona i plastyczna, aczkolwiek proporcjonalna i autentyczna. Instrumenty rozmieszczone są przestrzennie i szeroko, panorama stereo jest kapitalnie rozciągnięta, a głębia – namacalna i daleka. Scena maluje się trójwymiarową gamą dźwięków – barwnych i soczystych. Wybrzmienia odbierane są jako rzeczywiste, otrzymują sowite wypełnienie, a nuty sporą dźwięczność (długą i kolorową). Ogólny przekaz należy nazwać jako wierny i rasowy, stricte bezpretensjonalny. To zaawansowany dźwięk w stylu wyższej klasy hi-fi. Super!

A teraz kilka słów o wewnętrznym DACu. Przypomnę, że konwerter c/a na kości SABRE ES9016S ma rozdzielczość Quad DSD do 11,2 MHz, a pliki PCM odczytuje w formacie WAV lub FLAC do 384 kHz i 32 bitów. To jest bardzo dobry wynik - wręcz wybitny, jak na urządzenie, które jest przecież wbudowane we wzmacniacz w cenie kształtującej się znacznie poniżej 10 000 PLN. Nie napiszę, że DAC cyzeluje każdy szczegół, obrabia go jak sprzęt znacznie droższy, czy ujawnia wszelkie niuanse nagrań, bo to nie ta klasa przetwornika. Niemniej jednak wbudowany konwerter naprawdę nie ma się czego wstydzić – jest wystarczająco selektywny, by pokazać różnicowanie poszczególnych skrzypiec ansamblu Boston Baroque („Monteverdi: Il ritorno d'Ulisse in patria”) lub strun kontrabasu Jeremy Browna (Claire Martin „Time & Place”) na plikach 24 bit/192 kHz z kolekcji Linn Records. Magiczny wokal Clarie Martin jawił się jako pełny i zróżnicowany, barwny i emocjonalny, a równolegle jako pierwszorzędnie osadzony na scenie pośród solidnego instrumentalnego tła. Czar i zmysłowość głosu zostały ukazane prawidłowo, a towarzyszący muzycy – precyzyjnie i autentycznie. Harmonijnie. Z kolei wspomniana orkiestra Boston Baroque otrzymała nie tylko odpowiednią dozę dynamiki i detaliczności, ale również skoordynowanie, dyscyplinę oraz optymalną konsystencję tonalną. Być może nie było niezwykle rozbudowanej przestrzeni, lecz na pewno DAC potrafił roztoczyć specyficzną i wielopłaszczyznową aurę dźwięków instrumentów barokowej orkiestry. Przetwornik c/a wydobył wysoką precyzję nagrań pod względem barwy i odwzorowania muzycznego.

I na koniec parę zdań o przedwzmacniaczu gramofonowym. Jak wiadomo, testowany egzemplarz Pioneer ma zainstalowane phono dla obu typów wkładek, czyli MM i MC, co jest dość sporym ewenementem, bowiem zdecydowana większość producentów jeżeli już montuje przedwzmacniacz, to jedynie dla MM. Wersja MC jest po prostu droższa. Przetestowałem wejście MM przy użyciu wkładki Ortofon 2M Black (koszt około 2 000 PLN) oraz MC z Goldring Legacy (około 4 000 PLN). Przedwzmacniacze odniesienia to iFi iPhono, Primare R32 i Egg-Shell Prestige PS5. Gramofon przede wszystkim Notthingham Analogue Horizon.

Można by spodziewać się w urządzeniu stricte cyfrowym, jakim przecież jest A-70DA (wzmacniacz D „cyfrowy” i DAC), że sekcja analogowa przedwzmacniacza gramofonowego będzie potraktowana po macoszemu, a tymczasem nic z tego! Okazuje się, iż Pioneer współpracuje tak samo dobrze z cyfrowymi formatami audio o wysokiej rozdzielczości, jak z klasycznymi analogowymi. Krótko mówiąc, wejście MM jest co najmniej dobre. Dysponuje całkiem niezłą kontrolą rytmu i basu oraz sporą detalicznością. Balans tonalny wydaje się być bardzo dobrze wyregulowany, dźwięk jest transparentny i niezabrudzony szumami. Instrumenty mają dość ostre kontury i solidne wypełnienie. Są poprawnie określone w przestrzeni. Z kolei wersja MC ma nieco więcej wyrafinowania niż MM. Przede wszystkim odczuwalna jest wyższa energia i masa dźwięku, jak i również większe jego zaangażowanie i różnorodność. Zamontowane phono przywodzi skojarzenia dźwiękowe z solidną, aczkolwiek budżetową konstrukcją typu Pro-Ject lub Thorens, czyli naprawdę nieźle.

Podsumowanie
Pioneer A-70DA to nie tylko wyjątkowo rzetelna japońska konstrukcja wzmacniacza zintegrowanego pracującego w klasie D. To również pełnoprawny, wysokorozdzielczy DAC odczytujący pliki DSD, a także przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM i MC. Całość zamknięta jest w podwójnej (!) obudowie i dodatkowo składa się z trzech osobnych chassis dla poszczególnych sekcji. Układ wewnętrzny jest symetryczny (gniazda XLR). Sprzęt izolowany jest od podłoża masywnymi stopami antywibracyjnymi z mosiądzu. Odczepy głośnikowe reprezentują standard luksusowy. 

Design utrzymany jest w stylistyce stricte japońskiej – oszczędny panel frontowy z grubego aluminium nawiązujący nieco do vintage.

Dźwięk proponowany przez wzmacniacz można określić takimi słowami jak: transparentność i neutralność grania, ponadprzeciętna detaliczność i wysoka rozdzielczość, podbudowane dużą masywnością oraz namacalnością brzmienia. To piękny i rasowy dźwięk w stricte japońskiej stylistyce. Plastyczny i wierny.

Wartością dodaną A-70DA jest obecność zaawansowanego DACa z funkcją odczytu DSD oraz niezłego przedwzmacniacza gramofonowego MM i MC.

Moim zdaniem, Pionneer A-70DA to urządzenie, które w swojej cenie oferuje bardzo, bardzo dużo - wyznacza wysoki pułap, który będzie bardzo trudno przebić konkurencji. Znakomita relacja jakość/cena. Jestem pod olbrzymim wrażeniem wysokich umiejętności japońskich konstruktorów i inżynierów z Pioneer Corporation.

Cena w Polsce – około 6 500 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Fezz Audio Silver Luna (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Dayens Ecstasy III (test TU), Audio Analogue Fortissimo (test TU) i Taga Harmony HTA-700B (test TU).
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Polk Audio RTi A7 (test TU), AudioSolutions Overture O203F (test TU), Zingali Zero Bookshelf (test TU), Zingali Client Nano + Sub, Guru Audio Junior (test TU), Taga Harmony Platinium One (test TU) i Studio 16 Hertz Canto Three SE (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, odtwarzacz CD/DAC Audio Analogue Fortissimo, DAC Audio Analogue Vivace i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Egg-Shell Prestige PS5 i Ri-Audio PH-1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C6, Cayin C6 DAC (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Taga Harmony HTA-700B (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU).
Akcesoria: podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods.


środa, 30 grudnia 2015

Przedwzmacniacz gramofonowy Egg-Shell Prestige PS5 - zapowiedź testu

Miło mi zaanonsować test nowego polskiego lampowego przedwzmacniacza gramofonowego adresowanego dla wkładek typu MM. To Egg-Shell Prestige PS5 produkowany przez Encore Seven z Bielsko-Białej. Poprosiłem firmę o ten przedwzmacniacz albowiem równolegle przeprowadzam testy brytyjskiego gramofonu Notthingham Analogue Horizon wraz z duńską wkładką MM Ortofon 2M Black (czytaj zapowiedź TUTAJ) i pragnąłem mieć godnego dla nich towarzysza.

Dziś wieczorem rozpocznę odsłuchy. Przyłączę Egg-Shell Prestige PS5 do wzmacniacza Audia Flight FL Three S i oczywiście do gramofonu Notthingham Analogue Horizon wraz z wkładką typu MM Ortofon 2M Black. Kolumny to będą moje ostatnio ulubione litewskie AudioSolutions Overture O203F. Całość połączę przewodami (także litewskimi) Perkune Audiophile Cables. Zapraszam do lektury recenzji za kilkanaście dni, czyli już w styczniu 2016 r.










czwartek, 24 grudnia 2015

Słuchawki Krüger&Matz KM 665 oraz Krüger&Matz Prestige KM 690 - zapowiedź testu

Jak wiadomo, Krüger&Matz to polska marka, choć obcobrzmiąca. Myślę, że należy się tu, na Stereo i Kolorowo, wreszcie zająć jej produktami, bo ostatnio coraz głośniej o niej, rozpycha się łokciami w świecie audio i video, a niedawno zaczęła zaglądać już nawet w wyższy segment hi-fi.

Krüger&Matz należy do firmy Lechpol prowadzonej przez pana Zbigniewa Leszka. Przedsiębiorstwo mieści się we wsi Miętwe k/Garwolina w województwie mazowieckim. Nie jest tajemnicą, że Krüger&Matz zleca produkcję elektroniki swoim dalekowschodnim partnerom, lecz przez 25 lat działalności Lechpol wypracował sobie w tym fragmencie świata wiarygodnych i solidnych dostawców, wyselekcjonowanych.

Krüger&Matz to obecnie prawdziwy potentat w dziedzinie telefonów komórkowych, tabletów, samochodowego hi-fi, telewizorów oraz sprzętu audio-video. Oferuje całą masę kolumn głośnikowych, wzmacniacze i amplitunery, miniwieże, a także kilkanaście modeli słuchawek. Do testów wybrałem model Krüger&Matz KM 665, czyli aktualnie topowy tej serii. Razem z nimi przyjechały premierowe Krüger&Matz Prestige KM 690, którymi jednak bliżej zajmować się nie będę, bo okazały się być słuchawkami "gamingowo-komputerowymi", ale kto wie - może jednak je przetestuję?

Pierwsze wrażenia związane ze słuchawkami KM 665 są pozytywne. Dostarczane są w bardzo estetycznym kartoniku, z frontową kapką montowaną na magnesowy przyczep. Po otwarciu klapki ukazuje się ładny czarny futerał z firmowym logo. Futerał ten spoczywa pośród szarej, wyciętej na jego kształt, gąbce. Słuchawki prezentują się zacnie - bardzo galanteryjnie. Duże uznanie budzi zastosowanie naturalnego drewna (tu hebanowego) jako budulca muszli, do tej pory widziałem takie rozwiązania jedynie w słuchawkach z pułapu powyżej 1 000 PLN (lub jeszcze wyższego), a przecież KM 665 kosztują jedynie 300 PLN. Poza tym konstrukcja słuchawek jest przemyślana i solidna. Przyczepić się można jedynie do ich sporawej masy i przeciętnego wyposażenia - w komplecie (oprócz wspomnianego futerału) jest tylko jeden krótki przewód słuchawkowy.

Z kolei model Prestige jest zaprzeczeniem KM 665 - słuchawki są lekkie, mają duże wygodne pady i są wykonane bardzo ergonomicznie. Stroną ujemną jest na stałe przytwierdzony przewód (w KM odłączany) do muszli. Przewód ten zakończony jest rozgałęzieniem na dwa mini-jacki. Pierwszy to wtyk słuchawkowy, a drugi mikrofonowy. Wpina się je do laptopa lub konsoli - i można grać w X-COM lub ewentualnie posłuchać muzyki. Ciekawy jestem jak te słuchawki sprawdzą się w repertuarze klasycznym odtwarzanym z klasycznego wzmacniacza słuchawkowego.

Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.












wtorek, 22 grudnia 2015

Definitive Technology W Adapt - bezprzewodowy odtwarzacz strumieniowy multiroom Play-Fi DTS Wi-Fi



Wstęp
Powszechność wykorzystywania łączności Wi-Fi w gospodarstwach domowych oraz równoległa ich nieobecność w zaawansowanych systemach audio hi-fi powoduje, iż wielu producentów konstruuje urządzenia łączące te światy na różne sposoby. Bo przecież najłatwiej wpiąć komputer, smartfon, etc., do domowej sieci Wi-Fi i za jej pośrednictwem strumieniować muzykę do wzmacniacza stereo, głośnika bezprzewodowego stojącego np. w kuchni, czy w sypialni, itp. Oczywiście, coraz częściej pojawiają się firmy, które wyposażają swoje audiofilskie cacka w takie przymioty, lecz to wciąż margines. Jednym z producentów wytwarzających takowe konsolidujące sprzęty jest amerykańska Definitive Technology. To przede wszystkim renomowany producent kolumn głośnikowych, ale ostatnimi czasy nie stroniący także od nowinek. Jedną z nich jest seria Wireless Collection, do której przynależą urządzenia bezprzewodowe takie jak soundbary z subwooferami o nazwie W Studio i W Studio Micro, głośniki bezprzewodowe W7 i W9, wzmacniacz z aplikacją przesyłu muzyki via Wi-Fi oraz bohater niniejszego opisu W Adapt, czyli bezprzewodowy odtwarzacz strumieniowy multiroom Play-Fi DTS Wi-Fi – jak to określa producent.

Polskim dystrybutorem marki Definitive Technology jest firma Rafko z Białegostoku i to od niej pochodzi testowany egzemplarz.

Wrażenia ogólne i właściwości
Na początek warto napisać czym w istocie jest W Adapt. W skrócie pisząc to urządzenie, którego zadaniem jest uzupełnienie aktualnie posiadanego systemu stereo hi-fi lub kina domowego o następujące funkcje sieciowe: odtwarzanie plików cyfrowych, usługi streamingowe, radio internetowe oraz przetwarzanie sygnału cyfrowego na formę analogową lub odwrotnie (funkcja DAC oraz ADC). W Adapt może pełnić rolę centralnej magistrali zarządzającej i przetwarzającej sygnał audio z telewizora, dekodera TV, odtwarzacza płyt kompaktowych, Blu-ray, DVD, komputera, tableta, smartfona oraz innych urządzeń. Następnie sygnał może zostać przesłany w formie analogowej do wzmacniacza lub cyfrowej do np. zewnętrznego DACa.

Urządzenie jest wyposażone w firmowe rozwiązanie Definitive Technology o nazwie Play-Fi. To standard bezprzewodowego i bezstratnego przesyłu dźwięku w jakości do 24 bit/192 kHz. Należy podkreślić, że to standard otwarty, a to oznacza, że bez problemu można w nim integrować urządzenia wielu producentów, ale obsługiwać je jedną aplikacją np. aplikacją Definitive Technology. Cechą wspólną całego systemu jest zarządzanie wygodną bezpłatną aplikacją na systemy Apple lub Android oraz praca w bezprzewodowej sieci, która pozwala pobierać muzykę z komputerów, serwerów NAS, dysków sieciowych, tabletów, smartfonów, telewizorów i innych urządzeń działających w najpopularniejszym protokole sieciowym DLNA. Co istotne, system oferuje także komunikację z popularnymi serwisami streamingowymi takimi jak Deezer, Spotify, czy Tidal i wieloma innymi. Niestety, sprzęt nie współpracuje z AirPlay Apple.

Podsumowując, W Adapt jest urządzeniem integrującym wiele urządzeń via standard Play-Fi (przy wykorzystaniu domowej sieci Wi-Fi), łączy je i komunikuje rozmaite źródła dźwięku i nadajniki takie jak smartfony, tablety, komputery z wieloma głośnikami, wzmacniaczami, amplitunerami, etc w jednej lub kilku strefach (oferując zarówno połączenia cyfrowe i analogowe do budowy systemu). Nie wykorzystuje standardu Bluetooth. Play-Fi akceptuje pliki: MP3 (MPEG Layer III), MA4,  AAC (Advanced Audio Coding), FLAC (Free Lossless Audio Codec) i WAV ((Waveform Audio File).

Budowa
W Adapt to niewielka, czarna skrzynka przypominająca kształtami jakiś model statku kosmicznego z serii „Star Wars”. Od frontu sprzęt wygląda dość niepozornie. Na przednim panelu sterującym umieszczono jedynie kilka płaskich przycisków i dwie białe diody. Jednak z tyłu prezentuje się o wiele bogaciej. To przede wszystkim wejście Ethernet/LAN, po parze wejść i wyjść RCA (np. bezpośrednio do wzmacniacza stereo), wyjście analogowe jack 3,5 mm, dwa wyjścia cyfrowe (Toslink i koaksjalne) i jedno wejście cyfrowe (Toslink), a także gniazdo USB. Sprzęt może przyjmować sygnał cyfrowy lub analogowy i dystrybuować go dalej lub odwrotnie. Na tylnym panelu umieszczono także gniazdo sieciowe 12 V dla zewnętrznego zasilacza oraz przycisk „setup” dla aktywizacji Play-Fi.

W zestawie jest stelaż, który służy jako rack do mocowania W Adapt na ścianie, szafce montażowej, itd - pojedynczo lub w grupach, Urządzenie można także wykorzystywać do użytku profesjonalnego. Do sprzętu dołączony jest standardowy zasilacz impulsowy 12 V. Myślę, że z czasem warto go wymienić na jakiś porządniejszy np. kształtkowy z firmy Tomanek.

Obsługa
Uruchamianie urządzenia jest dość proste. Najpierw należy przyłączyć je do zasilania oraz jednocześnie do domowego routera Wi-Fi. Potem potrzeba pobrać (bezpłatną) aplikację Android lub Apple na smartfon lub tablet (które będą źródłem sygnału) z sieci, zainstalować ją i uruchomić. Później sprząc źródło dźwięku z W Adapt – w tym celu należy przycisnąć klawisz Play-Fi z tylu sprzętu. Po kilku sekundach urządzenia sprzęgają się. Następnie można połączyć Play-Fi (z poziomu np. smartfona) z ulubionym serwisem streamingowym. Przyłączyłem Tidal Hi-Fi (16 bit/44,1 kHz) na smartfonie Samsung Galaxy J7, zaś A Adapt przewodem cyfrowym do wewnętrznego DACa wzmacniacza Hegel H160. I już - muzyka gra. Cała nawigacja i sterowanie oczywiście odbywa się z poziomu telefonu. Potem ewentualnie można połączyć rozmaite inne urządzenia typu głośniki bezprzewodowe Wi-Fi, urządzenia DLNA (Digital Living Network Alliance), tablety, etc. i to w kilku strefach. Potencjalna rozbudowa W Adapt o kolejne sprzęty jest bardzo szeroka oraz urozmaicona. Jednakowoż z powodu braku takowych nie dokonywałem kolejnych podłączeń.



Opakowanie

Futurystyczne wzornictwo


W Adapt przypomina model statku kosmicznego ze "Star Wars"

Metalowa listwa z przyciskami sterujacymi


Całkiem sporo wejść i wyjść


W Adapt wpięty do systemu audio hi-fi

Z Internetu należy pobrać aplikację Definitive Technology Play-Fi

Ekran startowy Play-Fi

Duży wybór serwisów streamingowych, które można powiązać z Play-Fi jednym dotknięciem (o ile są one już wcześniej subskrybowane)

Wybieram Tidal

Ale może to być także Deezer, Spotify, Pandora, etc

Sterowanie kilkoma strefami

Tak wygląda okno Tidal w Play-Fi



Odtwarzam utwory z Tidal Hi-Hi via Play-Fi


Jakość dźwięku
Głównie wykorzystywałem W Adapt jako odbiornik sygnału 16 bit/44,1 kHz z serwisu Tidal via smartfon Samsung Galaxy J7, a także plików muzycznych FLAC z jego pamięci. Wzmacniacze to Hegel H160 (wraz z DAC) oraz Audia Flight FL Three S. Ten pierwszy był przyłączony kablem cyfrowym, a drugi analogowym RCA.

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że dźwięk ani razu nie przerwał się, nie zanikł, nie skompresował się. A takie niedogodności mogą czasem przydarzać się w standardzie Bluetooth. W Play-Fi nie zdarzyło się ani razu, co dobrze świadczy o tym rozwiązaniu technicznym. Z kolei brzmienie w skrócie można scharakteryzować jako bogate i selektywne, z dużą energią grania i o sporej dynamice. Dźwięk prowadzony jest pewnie i wyraźnie, mocno i solidnie, równo i rytmicznie. Brzmienie jest kompletne i wiarygodne, czyste i transparentne. Z dużą dozą atencji i kultury. Bezsprzecznie jest to już jakość hi-fi wyższego gatunku.

Wyjście cyfrowe jest przydatne w przypadku posiadania przez użytkownika dobrego zewnętrznego DACa, ponieważ ten w W Adapt jest jakości umiarkowanej, choć porządnej (czytaj: budżetowej). W celu uzyskania maksimum selektywności i przestrzenności brzmienia zamiast wyprowadzać z opisywanego odtwarzacza strumieniowego sygnał wyjściem analogowym, lepiej to robić cyfrowym - i dalej doprowadzić go do konwertera c/a. Używałem Hegel H160 jako DACa i wzmacniacz lub tylko jako wzmacniacz. W tym pierwszym przypadku dźwięk był bardziej zróżnicowany - lepszej klasy.

Cena w Polsce – 2 099 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Fezz Audio Silver Luna (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Dayens Ecstasy III (test TU), Audio Analogue Fortissimo (test TU) i Taga Harmony HTA-700B (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Vienna Acoustics Mozart Grand, Polk Audio RTi A7 (test TU), AudioSolutions Overture O203F (test TU), Zingali Zero Bookshelf (test TU), Zingali Client Nano + Sub, Guru Audio Junior (test TU), Taga Harmony Platinium One (test TU) i Studio 16 Hertz Canto Three SE (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, odtwarzacz CD/DAC Audio Analogue Fortissimo, DAC Audio Analogue Vivace i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU), Pioneer PL-30 i Pioneer PLX-1000 z wkładką Goldring 1042 i Ortofon 2M Red (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Sonus Oliva (test TU) i Ri-Audio PH-1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C6, Cayin C6 DAC (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Taga Harmony HTA-700B (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU).
Akcesoria: podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods.