Polpak

wtorek, 29 maja 2012

DAC Hegel HD11




Wstęp
Gwałtowny, by nie napisać – lawinowy postęp w segmencie tzw. computer audio, a także mnogość źródeł cyfrowych (włączając to schyłkowy format płyty kompaktowej) wymusza na melomanach konieczność posiadania wielofunkcyjnego urządzania, które będzie zdolne przetwarzać sygnały cyfrowe wysokiej częstotliwości i rozdzielczości na wysokojakościowy sygnał analogowy. Stąd dziś niezbędne jest mieć porządny DAC, który będzie pełnić funkcję wypustki domowego centrum audio-stereo, a nawet wideo-audio-stereo.

Przetwornik cyfrowo – analogowy Hegel HD11 to nowość w ofercie firmy – jest dostępny w sprzedaży w Polsce od lutego 2012 roku. DAC ten uzupełnia ofertę przetworników, bo są także do wyboru modele: podstawowy Hegel HD2 (test TU), średni HD10 oraz topowy HD20. Jakby się z pozoru wydawało (patrząc na numerację modeli), HD11 to jest lekkie ulepszenie HD10, a w rzeczywistości jest to całkowicie nowa konstrukcja o nowych parametrach i możliwościach.

Hegel HD11 został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Umiejętności techniczne i budowa
Najważniejsze zmiany w budowie w porównaniu do modelu HD10 ukryte są w środku, bo nowy DAC Hegla ma umiejętność przyjmowania sygnału cyfrowego przez wejścia S/PDIF koaksjalne i optyczne o rozdzielczości do 24 bitów/192 kHz, a przez wejście cyfrowe USB do 24 bitów/96 kHz, co zapewnia wewnętrzny 32 bitowy przetwornik. W modelu HD10 wewnętrzny przetwornik pochodził z Analog Devices, a w HD11 jest to już bardziej zaawansowany chipset z japońskiej Asahi Kasei Microdevices Corporation – najnowszy delta/sigma AK4399 o dynamice 123 dB. Szczegóły TUTAJ. Producent ponownie nie przewidział możliwości dekodowania sygnału DSD (na przykład z SACD). Wielka szkoda… Co istotne, pasmo przenoszenia rozciąga się od 0 Hz do 50 000 Hz, co jest ewenementem w sprzęcie segmentu home-audio w cenie do 5000 zł.  A jeżeli dodać do tego informację, że typowe zniekształcenia pojawiają się poniżej 0,0007%, to już wyjątkowa sprawa. Warto także podkreślić, że wewnętrzny tor sygnałowy jest symetryczny, a całość zasilana jest z solidnego transformatora toroidalnego, tak, więc z zasadzie odpada konieczność dodatkowego apgrejdu o zewnętrzny zasilacz, wystarczy solidny kabel sieciowy.




Z zewnątrz norweski DAC wygląda typowo dla maniery firmowego designu: skromnie, by nie rzec – ascetycznie i „nierzucająco się w oczy”. Prosto, lecz użytecznie. Ot, niewielkie czarne pudełeczko stojące na 3. gumowych nóżkach.

Na panelu przednim, pod firmowym logo umieszczono niebieską diodą sieciową, a tuż nad nią 4. małe diody (też niebieskie) informujące o wybranym aktualnie wejściu. Wielkim nieszczęściem jest brak możliwości wyboru źródła z poziomu innego niż z pilota zdalnego sterowania, który jest wielkości i grubości znaczka pocztowego, łatwo więc go zawieruszyć na przykład pod serwetką podczas śniadania. A w takim przypadku zapomnijcie o zmianie typu wejścia w HD11… Trzeba koniecznie znaleźć pilot! Dobrym i praktycznym rozwiązaniem będzie tu przymocowanie do niego breloczka reagującego piskiem na gwizdanie. Ale dosyć żartów.

Na szczęście tył urządzenia jest bardziej bogaty niż front, bo można tu znaleźć liczne wyjścia, w tym analogowe RCA i symetryczne XLR oraz wejścia cyfrowe: S/PDIF – jedno optyczne i dwa elektryczne, a także i USB, które jest wejściem dla, jak to definiuje producent, karty dźwiękowej typu „plug&play”.   
Uwaga! Producent zaleca wejście cyfrowe „COAX 1” jako podstawowe, bo o najlepszej charakterystyce dźwięku.

Idąc dalej, z prawej strony umieszczono włącznik sieciowy oraz gniazdo sieciowe IEC, a przy nim okrągłą zaślepkę miejsca ze szklanym bezpiecznikiem. Jak to zwykle u Skandynawów, nie przewidziano możliwości pozostawienia urządzenia w trybie pracy „stand-by”. Ach, ta ekologia…
W odróżnieniu od wzmacniaczy Hegel H70 (TU), H100 (TU) i H200 (TU), opisywany DAC na szczęście zapamiętuje ostatnio wybrane (ustawione) źródło.





Dźwięk
Hegel HD11 jest dość przezroczysty, to znaczy, że nie dodaje/nadaje zewnętrznemu sygnałowi swojej charakterystyki dźwiękowej, czy własnej barwy. DAC otrzymany sygnał tak „obrabia” i porządkuje, że dźwięk zyskuje przede wszystkim na przestrzenności, potem uszczegółowieniu w rozumieniu nabrania większej precyzji, a także dodaje ogólnej masy i ciężaru. Ale po kolei.

W nagraniu Kyoto Jazz Massive „Fueled for the Future” (Jazznova – 2008 r) zauważalnie poszerza się scena, panorama - lepiej definiowane są zjawiska stereofoniczne, a poszczególne dźwięki mają lepiej obrysowane kontury i więcej powietrza dookoła. Tony brzmią dźwięczniej – bardziej rzeczywiście i mocniej namacalnie. To, co często do tej pory było skrywane lub niedostatecznie słyszalne, wypływa na wierzch – najbardziej dotyczy to mikro-wybrzmień i niuansów nagrań takich jak dzwonki, ciche uderzania w czynele, końcówki śpiewanych wyrazów, kolorystyka wokali. Są to z pozoru detale, ale często ważne w oddaniu całościowego charakteru nagrań, ich emocji i prawdziwego tonu. Struktura niskich tonów zaś otrzymała większe nasycenie oraz pozorną moc, bo basy stały się obszerniejsze i z większym bitem, uderzeniem, a także energetyczną sprężystością, która często decyduje o przyjemności odbioru muzyki i jej naturalności znanej z prawdziwych koncertów.

Na płycie Dave Douglasa „Freak In” (RCA Victor/BMG – 2003 r) trąbka lidera zabrzmiała entuzjastycznie, ciepło i z niezłą głębią oraz z kapitalną lokalizacją przestrzenną – wydawało się, że instrument ten gra realnie „tu i teraz”. Piękna ułuda!  Jednocześnie zdawało się, że wyższy podzakres basu był nieco podkreślony, ale za to najniższy zyskał więcej masy, obfitości, bo gitara basowa Brada Jonesa otrzymała dużo szybkości i zróżnicowania poszczególnych strun, przy zwiększonym ich wolumenie i dynamice, ale ciągle przy realistycznym (wiarygodnym) poziomie, bez zbytniego podkręcenia, niepotrzebnego podrasowania barw. Co istotne, i co winduje norweski DAC na wysoki pułap jakościowy, wszystkie dźwięki zostały wygenerowane w sposób absolutnie uporządkowany, czysto i nieprawdopodobnie klarownie, z dużą rozdzielczością ukazującą każdy z instrumentów osobno (włączając w to i komputer Jamie Safta) dokładnie i dużą kulturą. Piszę „z dużą kulturą”, bo Hegel HD11 niczego nie robi na siłę, nie wydobywa na wierzch tego, co niepotrzebne, co nie decyduje o istocie muzyki, nie sili się na eksponowanie wszystkich detali tła, a jedynie tych istotnych dla całościowego przekazu. Bardzo mi taki rodzaj grania odpowiada, przemawia do mojego gustu – duże emocje i wierna muzykalność na pierwszym miejscu, a pogłębiona analiza, sucha kliniczność – dopiero na drugim. Taki dźwięk można nazwać jako optymalnie muzykalny, bo w połączeniu z dużą skalą i z właściwym rozmachem jest wysokiej klasy. Pierwszej klasy w tym przedziale cenowym!






Konfiguracje
Norweski DAC równie chętnie i dobrze współpracuje zarówno z komputerem (u mnie to MacBook Apple), z odtwarzaczem płyt CD (Musical Fidelity A1 CD-PRO), jak i z serwerem muzycznym (CocktailAudio X10 - test TU).
Warto zwrócić uwagę na to, że podczas pracy z komputerem z poziomu pilota (o ile będzie akurat gdzieś pod ręką i niezagubiony pod np. pudełkiem zapałek) można sterować kolejnymi słuchanymi plikami muzycznymi, a także i ścieżkami w np. „You Tube”. Pilotem można także regulować poziom głośności sygnału wychodzącego z komputera. Wielce użyteczna funkcja. Jeżeli natomiast chodzi o różnice pomiędzy wejściem cyfrowym S/PDIF Toslink vs. elektryczne, to moim zdaniem optyczne w odbiorze powoduje leciutkie zmiękczenie dźwięku, większą jego płynność („lanie się”), lecz jest to bardzo mały niuans - na granicy percepcji, a może i autosugestii (?). Co do wyjść analogowych, RCA kontra symetryczne XLR to oczywiście na tych drugich dźwięk jest nieco bardziej dynamiczny (głośny), co nie oznacza, że lepszy. Na pewno gniazda zbalansowane są wygodniejsze w użytku, w związku z czym używałem (i używam) je jako podstawowe w połączeniu z symetrycznymi wejściami we wzmacniaczu Hegel H100. Kabel na wtykach XLR łatwiej zaaplikować i lepiej (porządniej) się trzyma w dedykowanym gnieździe.

W połączeniu ze wzmacniaczem lampowym Xindak MT-3 (TU) Hegel HD11 zapewnił lekkie utwardzenie basu, a także jego większe zaokrąglenie, co bardzo pozytywnie wpłynęło na ogólną prezentację dźwięku. Poza tym, co oczywiste, poszerzyła się panorama stereofoniczna, a poszczególni wokaliści i muzycy, a w zasadzie ich instrumenty znaleźli ściśle przyporządkowane miejsce na scenie, choć naturalnie w granicach lampowej normy, czyli mniej precyzyjnej niż w tranzystorze Hegel H100.
Jednym z optymalnie grających połączeń było zestawienie ze wzmacniaczem Hegel H100 oraz z kolumnami podstawkowymi Amphion Helium 510 (TU) jako monitorami bliskiego pola, gdzie źródłem był naprzemiennie komputer MacBook Apple lub serwer muzyczny CocktailAudio X10. Przyjemne, relaksujące granie z piękną średnicą, mocnym (przekonującym) dźwiękiem oraz  wspaniałą harmonią przekazu.
Opisywany DAC sprawdził się również wybornie w zestawie słuchawkowym składającym się ze wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity X-Can v.3 z dedykowanym zasilaczem Tomanek (TU) oraz słuchawkami Sennheiser HD650. Podniósł jego dźwięk o spory poziom, klasę.






Konkluzja

  1. Budowa zewnętrzna „nienachalna” – surowa, aczkolwiek schludna. Minimalistyczna, bo brak tu jakiegokolwiek wyświetlacza na panelu frontowym.
  2. Brak możliwości sterowania urządzeniem inaczej niż przy użyciu malutkiego pilota zdalnego sterowania. Duża wada.
  3. Wielofunkcyjne urządzenie – grające dobrze zarówno z komputerem, jak i z innymi źródłami. Liczne wejścia i wyjścia. Zaawansowany 32 bitowy chipset firmy Asahi Kasei Microsystems.
  4. Dźwięk charakteryzujący się wybitną przestrzennością oraz wyborną stereofonią. Świetnie lokalizowane są źródła pozorne.
  5. DAC wydobywa na wierzch to, co najistotniejsze w substancji muzyki – gęstą, zniuansowaną średnicę naszpikowaną licznymi detalami, a także silny motoryczny bas oraz tzw. dźwięczność.
  6. Ogólnie można napisać, że przekaz cechuje się wysmakowaną kulturą oraz wielobarwną muzykalnością, która decyduje o radości i swobodzie słuchania. DAC nie wyciąga na siłę wszelkich detali, trudno go nazwać analitycznym.
  7. Bardzo dobra proporcja jakość/cena – około 4000 zł to kwota, która jest warta wydania za tak udane i rzetelnie grające urządzenie, które jednocześnie posiada wiele funkcji i liczne możliwości.
Sprzęt używany w teście
Wzmacniacze: Hegel H100 i Xindak MT-3 oraz wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity X-Can v.3 z zasilaczem Tomanek (TU).
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer MacBook Apple, serwer muzyczny CocktailAudio X10, a także sygnał cyfrowy telewizji kablowej Multimedia i liczne inne. 
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Audio Academy Phoebe III oraz Amphion Helium 510.
Słuchawki: Sennheiser HD650.
Kable: różne.
Akcesoria: stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (TU), stolik audio VAP (TU), stojak na słuchawki Woo Audio, a także 10. sztuk paneli akustycznych Vicoustic Wave Wood (TU).

Parametry techniczne
Dostępne są na stronie firmowej Hegel Polska: TUTAJ.

Zdjęcia wnętrza pochodzą z TEJ strony.

poniedziałek, 28 maja 2012

Wzmacniacz Dayens Ampino - zapowiedź opisu

Niniejszym informuję, że otrzymałem wzmacniacz zintegrowany Dayens Ampino do testów. Dayens to firma z Serbii, czyli z kraju mało kojarzącym się z audio-stereo. Jednak, gdy poczytać artykuły i recenzje na temat produktów Dayens, to można zauważyć, że jest to niewątpliwie wschodząca gwiazda na rynku audio. Mam zamiar o tym samemu się przekonać - przez najbliższych kilka dni będę słuchać na wzmacniaczu Ampino w różnych układach i zestawieniach. Jak widać na zdjęciach poniżej, Ampino gabarytowo nie jest zbyt wielki, ale może ma "wielki" dźwięk? Zapraszam do lektury za kilka dni.



czwartek, 24 maja 2012

Zasilacz Tomanek do Musical Fidelity X-Can v.3




Wstęp
Kiedy około dwa lata temu kupowałem wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity X-Can v.3 oraz słuchawki Sennheiser HD650 (TU) planowałem zaraz dokupić do kompletu zasilacz Musical Fidelity X-Psu v.3. Niestety, zadanie to okazało się dość trudne. Nie dość, że dostępność tego urządzenia była prawie żadna, bo choć nawet pojawiały się czasami pojedyncze egzemplarze na eBay, to jeszcze ich cena oscylowała w okolicy 1500 zł lub nawet wyższej (sic!). Kiedy więc, niedawno odkryłem, że istnieje w Polsce firma, która produkuje podobne zasilacze do Musical Fidelity V-DAC, od razu do niej napisałem list z zapytaniem, czy zdecyduje się skonstruować takowy do modelu wzmacniacza X-Can v.3. Bezzwłocznie otrzymałem odpowiedź: „- oczywiście, tak”. Tą firmą była naturalnie „Tomanek” z Lublina.

Tomanek
Z pozoru nazwa firmy brzmi nieco dziwacznie, nietypowo. Wydaje się, że jest to nazwisko właściciela. Nic bardziej mylnego, bo Tomanek to po prostu …przezwisko pana Tomasza Szuby, czyli szefa firmy. Z początku działalności produkowano tu jedynie zasilacze do efektów gitarowych, a z czasem przedsięwzięcie rozszerzyło zakres działalności o zasilacze prądu stałego i zmiennego do zastosowań audio-stereo. I to, zdaje się, był strzał w dziesiątkę, bo okazało się, że istnieje spora luka w tej rynkowej niszy. Obecnie Tomanek oferuje około 10. różnych zasilaczy, w tym między innymi do stream'erów Squeezebox, różnych DACów - Styleaudio, M2Tech Young, czy Antelope Zodiac i wzmacniaczy słuchawkowych. 

Co istotne, pan Tomasz jest bardzo otwarty na nowe trendy, innowacje, tematy aktualne w audio i zdaje się, że w przygotowaniu ma kolejne ciekawe urządzenia, których odpowiedników na próżno szukać u innych polskich producentów – np. rezonator Schummanna. Planowane są także listwy zasilające oraz kable sieciowe, które jak mniemam, jakością nie będą ustępować konkurencji, a cena będzie więcej niż rozsądna.

Warto podkreślić, iż firma proponuje 30-dniowe bezpłatne wypożyczenie danego urządzenia, a dopiero po tym czasie klient decyduje się na zakup lub odsyła z powrotem sprzęt (na swój koszt) do producenta. Bardzo nietypowe i rzadkie postępowanie, ale niezwykle pro-rynkowe.

Tomanek ma swój klub na forum internetowym audiostereo.pl: TUTAJ.

Wrażenia ogólne i budowa
Zasilacz przychodzi w bardzo porządnie zapakowanej paczce, a w niej znajduje się dedykowane kartonowe pudełko z urządzeniem. Od razu napiszę, że firmowy karton i jego zawartość w niczym nie przypomina jakichś wyrobów firemek typu DIY z Allegro, bo tu jest całkowicie profesjonalne i rzeczowe podejście do zagadnienia. Pudło ze sprzętem jest specjalnie zaprojektowane, wyłożone (wyklejone) gąbkami, zasilacz zaś umieszczony jest centralnie w silnym uścisku, który eliminuje ewentualne uszkodzenia podczas transportu. W opakowaniu znajduje się instrukcja użytkowania, kabel sieciowy tzw. komputerowy, a także przewód sieciowy łączący zasilacz ze wzmacniaczem słuchawkowym.  Przewód ten ma jeden wtyk typu DIN (trzy-bolcowy) męski, a drugi żeński DIN (do zasilacza) z dokręcaną nakładką. 

Skrzynka zasilacza zbudowana jest estetycznie i schludnie, wszystkie ścianki wykonane są z ładnego aluminium. Z przodu znajduje się włącznik sieciowy i jednocześnie indykator pracy urządzenia. Z tyłu umieszczono gniazdo sieciowe IEC ze zintegrowanym szklanym bezpiecznikiem, a obok wyjście zasilania w formie gniazda DIN. Zasilacz opiera się na 4. gumowych nóżkach. O budowie wewnętrznej nie napiszę za wiele, bo jest bardzo dokładnie opisana na stronie firmowej TU. Jak widać, na jednym ze zdjęć poniżej, obszerną część wnętrza zajmuje transformator toroidalny do zastosowań audio pochodzący z firmy toroidy.pl. Sam montaż wewnętrzny jest bardzo logiczny, czysty i solidny, zaś zastosowane elementy (w tym i kable) wysokiej jakości.










Dźwięk
Na początek tej części lojalnie uprzedzę, że zmiany w dźwięku po przyłączeniu zasilacza Tomanek do wzmacniacza słuchawkowego nie są duże i mocno wyraźne, ale subtelnie istotne i podnoszące klasę brzmienia o spory pułap, poziom.

Pierwsze, co można zaobserwować to poszerzenie się sceny, zarówno tej horyzontalnej, jak i wertykalnej. Poszczególne instrumenty wcześniej jakby skupione na jednej przestrzeni (w jednym miejscu), odsuwają się od siebie (rozsuwają się) i znajdują ściśle przypisane miejsce w trójwymiarze. Stają się ponadto lepiej i mocniej definiowane (ogniskowane), zyskują nieco grubsze obrysy, więcej kolorów, mikro-wybrzmień, a także sporo rezonansowego powietrza wokół siebie. Ta zmiana jest najbardziej ewidentna i mocno spektakularna na osi profitów oraz progresu. 

Po pewnym czasie słuchania można zorientować się, że słyszalnych jest więcej drobnych szczegółów nagrań, mikro-tonów i wybrzmień, które otrzymują więcej iskier i barw, są bardziej wyodrębnione na tle panoramy przestrzennej, są lepiej słyszalne. Ogólnie, ma się wrażenie większego nasycenia dźwięku, lepszej jego czystości i większej dynamiki. Tu, mała dygresja a’propos poprawy czystości dźwięku w torze słuchawkowym po wpięciu zasilacza Tomanek w tor, bo jest to rzecz warta jeszcze kilku słów. Gdzieś kilka razy czytałem w gazetowych opisach, recenzjach, że po zastosowaniu takiego, a takiego urządzania została zdjęta z kolumn woalka lub nawet koc. 

Właśnie takie podobne zjawisko wystąpiło w słuchawkach Sennheiser HD650 – zasilacz przynosi nadzwyczajną czystość przekazu połączoną z klarownością dźwięku, a do tego podpartą sporą precyzją – to wszystko daje tego typu prezentację, która pozwala cieszyć się na nowo dobrze znanymi nagraniami z płyt i albumów.

Co do basu, to zyskuje nie tyle jego wolumen, czy niższe zejście, ale raczej jego jakość, utwardzenie. Miałem wrażenie, że niskie tony ulegały pewnemu przyśpieszeniu w rozumieniu impactu i ataku, a ich sprężystość otrzymywała większą elastyczność, co mogę przyrównać do zgrabności w tej materii lamp elektronowych KT88. Coś w tym jest.




Zamiast zakończenia
Owe zmiany po zastosowaniu opisywanego powyżej zasilacza, jeszcze raz podkreślę, są mocno subtelne i subiektywne oraz nie tak spektakularne jak na przykład przy wpływie na brzmienie systemu niedawno przeze mnie testowanych DACów Antelope Zodiac + (TU) czy Hegel HD11 (TU), ale zapewniam, że istniejące rzeczywiście i łatwe do identyfikacji po wymianie zwykłego firmowego zasilacza impulsowego (dołączanego w zestawie ze wzmacniaczem słuchawkowym) na zasilacz ULPS Tomanek. 

Na pewno modyfikacja dźwięku in plus jest w powyższym przypadku większa niż po wymianie kabla czy to sieciowego, czy to interkonektu. Innymi słowy, warto dokonać zakupu zasilacza Tomanek bez żadnej wątpliwości, a wydatek około 500-600zl (w zależności od wersji urządzenia) to są bardzo dobrze zainwestowane pieniądze w rozsądny apgrejd sprzętu audio, który zyskuje w ten sposób na klasie dźwięku. 

Zasilacze Tomanek ponadto charakteryzują się wspaniałą i niezwykle korzystną proporcją jakość/cena, gdzie jakość jest bardzo wysoka, a cena wręcz okazyjna. Pełna i zasłużona rekomendacja.

Czekam z niecierpliwością na kolejne urządzenia z tej młodej, lecz prężnej firmy, która z prędkością błyskawicy reaguje na zapotrzebowania i potrzeby polskiego rynku audio-stereo.





Sprzęt używany w teście
Wzmacniacz słuchawkowy: Musical Fidelity X-Can v.3.
Słuchawki: Sennheiser HD650 oraz Creative Aurvana Live! z kablem dedykowanym do Sennheiser HD650.
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO plus DAC Hegel HD11, MacBook Apple przez DAC Hegel HD11 oraz wewnętrzny DAC w Hegel H100, serwer muzyczny CocktailAudio X10 przez DAC Hegel HD11.
Kable: różne.
Akcesoria: Stolik VAP, stojak do słuchawek Woo Audio.

Strona firmowa Tomanek: TUTAJ.

poniedziałek, 21 maja 2012

Monitory Amphion Helium 510



Wstęp
Amphion to firma z Finlandii, czyli ze Skandynawii, która ostatnimi czasy stała się liczącym się i poważanym na świecie źródłem urządzeń audio hi-fi by wymienić tylko takie marki jak norweskie Electrocompaniet i Hegel, szwedzkie – Bladelius lub Primare, czy duńskie Dynaudio, Dali lub Vitus Audio. Można nawet pokusić się o tezę, że nadchodzi czas supremacji w audio firm z północnej Europy, które innowacyjnością, wysublimowanym dźwiękiem produktów oraz pięknym designem przekonują do siebie coraz to większą rzeszę melomanów i audiofili.

Amphion produkuje kilka serii kolumn, a oznacza je nazwami gazów szlachetnych. Są to podstawowe Helium, klasy wyższej – Argon oraz flagowe – Krypton 3. Jest jeszcze miejsce na Neon, Ksenon i Radon… Argon i Helion posiadają różne odmiany – są tu zarówno monitory, jak i kolumny podłogowe. Poza tym firma ma w swojej ofercie subwoofery Impact oraz głośniki komputerowe Ion. To, co wyróżnia markę Amphion wśród innych to skandynawskie wzornictwo – ascetyczne, lecz wysmakowane oraz wyrafinowany dźwięk, który powstaje w wyniku rzetelnego projektu, wysokiej jakości zastosowanych elementów konstrukcyjnych oraz doskonałego europejskiego wykonawstwa.

Do moich rąk trafiły zaś kolumny Helium 510, które zostały wypożyczone z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Budowa
Producent dostarcza monitory w 5. podstawowych wykończeniach skrzynek – można wybierać pomiędzy matowym lakierem białym lub czarnym, ewentualnie za dopłatą, w wersji fornirowanej naturalnym drewnem. Czarne obudowy wyglądają jakby była na nich położone jakieś tworzywo sztuczne – nie widać bowiem żadnych szpar, połączeń ścianek. W rzeczywistości jest to gruba powłoka kilkunastu warstw farby. Skrzynki są proste, ale z lekko zaokrąglonymi rantami. Membrany głośników ukryte są pod metalową, czarną siateczką. Głośnik wysokotonowy umieszczony jest w lekko lejowatym zagłębieniu. Tweeter to 1 calowa kopułka z tytanu, a średnio-niskotonowy to 5,25 calowy głośnik z papieru. Producent nie informuje o żródle pochodzenia głośników. Rozmiary obudów to 310 x 160 x 265 mm (wysokość x szerokość x głębokość), a masa jednej sztuki to 7 kg. Z tyłu, u samej góry umieszczono wylot bass refleksu, a pod nim (na dole) solidne, lecz pojedyncze terminale głośnikowe wykonane z metalu.
Całość wywiera bardzo korzystne wrażenie zarówno pod względem minimalistycznej, aczkolwiek intrygującej stylistyki, wysokiej jakości budowy, jak i zastosowanych komponentów. Czysta piękna forma plus użyteczna estetyka.





Dźwięk
Na początek przyłączyłem fińskie monitory do „dużego” zestawu audio w miejsce kolumn Vienna Acoustics Mozart Grand (oraz testowanych też aktualnie Audio Academy Phoebe III - TU) ze wzmacniaczem Hegel H100 (TU). To, co mnie zaskoczyło na samym początku odsłuchów to fakt, że Amphiony nie grają wcale aż tak mało obszernym dźwiękiem w porównaniu do „wiedeńczyków” jak proporcja w ich rozmiarach by na to wskazywała. Masa przekazu monitorów jest zazwyczaj znacznie na dole obcięta, a sam dźwięk najczęściej jest mniej mocny niż z podłogówek. Otóż te zjawiska w Helium 510 są nieco inaczej skomponowane niż w jak w innych mi znanych monitorach, no może poza Paradigm Reference Studio 10 v.5 (TU).  Tu skala przekazu jest bardzo obszerna, a dźwięk jest silny i dobitny. Dosadny i dynamiczny. 

Podobnie rzecz ma się z basami, które oczywiście nie są aż tak nisko schodzące typowo dla podłogówek, ale są niezwykle intensywne i, można napisać – pełne zdrowej tężyzny. Mocno wyczuwalne w swojej dużej sprężystości i ciągliwości w dół, lecz bez niskich składowych. Trzeba jednak przyznać, że jakość basów jest na wysokim poziomie – są dobrze kontrolowane, wystarczająco szybkie oraz wielopłaszczyznowe. I bez wyczuwalnego ich spulchnienia, czy sztucznego podbicia.

Warto zwrócić uwagę, że te monitorki mają możliwość bardzo głośnego grania – w zasadzie bez słyszalnych zniekształceń można prawie maksymalnie przekręcać gałkę potencjometru we wzmacniaczu Hegel H100, a Amphiony ciągle nie osiągają pułapu zmęczenia materiału membran. Owszem, jest bardzo głośno, ale nie ma żadnych charkotów, czy innych deformacji.

Jeśli chodzi natomiast o średnicę, to nie jest wypychana przed szereg, lecz pozostaje na linii pozostałych zakresów. Jest za to bardzo kolorowa i zawierająca całą gęstwinę informacji, które dodatkowo są precyzyjnie porozkładane w przestrzeni. Plastyka fińskich kolumn to duży ich atut, bo trójwymiar budowany jest niesłychanie precyzyjnie i przy tym kulturalnie. Bardzo podobała mi się słuchana na Helium 510 płyta bluesmana z Luizjany - Jimmiego Thackery’ego „Healin’ Ground” (Telarc – 2005r.). Jego ciepły głos został oddany z charyzmą i z dużą dozą energii przynależnej tego typu wokalnej ekspresji. Tak jak napisałem wcześniej, fińskie monitory nie wysuwają średnich tonów do przodu, ale wokale zarówno Thackery’ego jak i reszty zespołu są wybornie wycinane w przestrzeni, mają swoje ścisłe przyporządkowane miejsce na linii dźwięków. Zaś instrumenty brzmią z dobrym wysyceniem i ze sporą dozą przynależnej im dźwięczności, a także z muzykalną aurą wokoło.

Na zakończenie tej części należy jeszcze dodać, że testowane monitory bez żadnych problemów napełniły dobrym  i rzetelnym dźwiękiem duży nieregularny pokój odsłuchowy o około 30 m2 powierzchni. Nie dało się odczuć większych niedomagań – Amphiony okazały się być mało wrażliwe na wpływ pomieszczenia na brzmienie.






Przejdę teraz do opisu zestawienia kolumn Helium 510 w systemie tzw. nabiurkowym, gdzie wzmacniaczem był ponownie Hegel H100, a źródłem naprzemiennie komputer MacBook Apple oraz serwer muzyczny CocktailAudio X10 (TU) przez DAC Hegel HD11. Za podstawki do monitorów posłużyły metalowe pojemniki na ołówki Dokument (TU) z IKEA. Głośniki odsunięte były od tylniej ściany około 15 cm. Pokój to 16 m2 o regularnych prostokątnych kształtach, średnio wygłuszony. Miejsce odsłuchu to krzesło tuż przy biurku, czyli w odległości około 1,2 metra od kolumn, które w tym układzie stały się monitorami bliskiego pola.

W tej konfiguracji (i w mniejszym pokoju niż poprzednio) fińskie podstawkowce zademonstrowały pełnię swoich możliwości. Dźwięk stał się jeszcze bardziej pełny, namacalny i z wieloma słyszalnymi mikrowybrzmieniami oraz licznymi szczegółami. Przekaz można określić jako niezwykle nasycony treścią, zawiesisty, ale i płynny jednocześnie. Wspaniale homogenny, jednorodny, bo z dobrze pozszywanymi podzakresami. Co ważne, struktura basów otrzymała niższe dopełnienie, którego w większym pomieszczeniu i przy większej odległości od kolumn nie było lub nie było słychać. Hegel H100 kompletnie zawładnął fińskimi maluchami – nadał im wyborne tempo oraz rytm, silny bas („mięsisty”) z mocnym bitem i wielostrukturalnością, lecz nadal typu monitorowego, czyli bez tych niższych składowych.

Soprany charakteryzują się dużym rozdrobnieniem, która sprzyja detaliczności. Przy tym wysokie tony nie są krzykliwe, czy szkliste - Pasmo monitorów jest uderzająco spójne i wyrównane, od najwyższej góry do samego dołu imponujące krystalicznie przejrzyste. Warto zaznaczyć, że w porównaniu do kolumn podłogowych, dźwięk traci jednak na basie i zaakcentowaniu góry pasma, a także na otwartości niższego podzakresu średnicy, bo tu jest raczej spokojniej – niskie tony towarzyszą pozostałym dźwiękom, niż stanowią dla nich silną konstrukcję i podparcie. Niemiej jednak przekaz jest podobnie bezpośredni, o kunsztownie doprawionej barwie i dużej otwartej precyzji. Skupiający się na pięknie muzyki, jej wierności i naturalności.

Plik FLAC czteroczęściowego albumu zespołu Return to Forever „Anthology” (Concord Records – 2008r.) odtworzony na MacBook Apple zaskoczył niezłą energią i dynamiką zróżnicowanej muzyki, a także precyzją w odwzorowywaniu barw instrumentów. Gitara Ala di Moela, a w zasadzie jej struny były dobrze zróżnicowane oraz bogato nakreślone w przestrzeni. Monitory ani razu nie zgubiły rytmu perkusji Leny White’a, duże skoki jej dynamiki odtwarzały bez żadnego wysiłku, a kontrabas Stanleya Clarke’a wyraźnie i ze zniuansowaną strukturą. Natomiast fortepian Chicka Corea’i został podany precyzyjnie i z zachowaniem całego bogactwa jego esencji muzycznej oraz wielu niuansów strukturalnych. Dynamicznie i klimatycznie. Wzorowo, lecz jak zwykle, trzeba dodać, że istnieją kolumny na świecie, które zrobią to lepiej i bardziej przekonująco. Niemniej jednak, w swojej klasie cenowej fińskie monitory naprawdę nie mają się czego wstydzić.









Konfiguracje
Na zakończenie dodam, że opisywane kolumny najlepiej zagrały w towarzystwie innego "skandynawa", a mianowicie wzmacniacza Hegel H100. Tu nastąpiła pełna synergia lub zgranie, jak kto woli. Połączenie z lampowcem Xindak MT-3 (TU) nie było najlepsze dla dźwięku, który trochę rozmywał się, stawał się mniej precyzyjny - to nie są głośniki do "lampy", a przynajmniej nie do tej. Na tle kolumn Vienna Acoustics Mozart Grand Amphiony miały o wiele mniej obszerny bas, ale za to niezwykle barwny i mocny, poza tym Mozarty dominowały wysmakowaną plastyką. W porównaniu do polskich kolumn Audio Academy Phoebe III, fińskie konstrukcje wygrywały ogólną precyzją i skalą precyzji budowania sceny, a także szczegółowością, natomiast Phoebe III często wygrywały piękną harmonijną umiejętnością budowania emocji, szczególnie przy nagraniach rockowych. W zestawieniu z Usher S-520 Amphiony okazały się być tzw. klasą wyższą, choć chciałbym ewidentnie podkreślić, że „uszatki” nadal pozostały moimi ulubionymi budżetowymi monitorami, które oferują zawsze piękny styl gry oraz wyborną muzykalność w swojej umiarkowanej cenie.

Podsumowanie
  1. Wyrafinowane skandynawskie wzornictwo – skromny, lecz niezwykle elegancki minimalizm.
  2. Niebanalna konstrukcja skrzynek plus wysokiej jakości zastosowane elementy do budowy – 1 calowa tytanowa kopułka tweetera oraz 5,25 calowy papierowy głośnik średnio-niskotonowy ukryte pod metalową siateczką. Głośnik wysokotonowy umieszczony w szerokim stożkowym zagłębieniu, co sprzyja propagacji wysokich tonów. Piękny montaż.
  3. Głośniki grające niezwykle dynamicznie i obszernie, z mnóstwem energii i silnym basem. Zapewniające całą gęstwinę treści muzycznych oraz wiele detali. Wyborna stereofonia, monitory całkowicie „znikające” z pomieszczenia odsłuchowego.
  4. W dużym pomieszczeniu (30 m2) zapewniające mocne wysycenie dźwiękiem – kolumny mało są wrażliwe na akustykę pokoju odsłuchowego, co nie oznacza, że wcale. Słuchane na dużej powierzchni występuje pewnego rodzaju niedomoga niższego basu, który dalej jest mocny i sprężysty, ale o mniejszym wolumenie.
  5. Kolumny najlepiej sprawdziły się jako monitory bliskiego pola postawione na podstawkach na biurku w mniejszym pomieszczeniu (16 m2). W takim zestawieniu zaproponowały największy, lecz nieprzeskalowany bas, rewelacyjnie obszerną i bogatą średnicę oraz wyraźną, aczkolwiek nie nachalną górę. Zróżnicowaną i wystarczająco szczegółową nawet dla gęstych nagrań. Naturalność tak, naturalizm – nie.
  6. W swojej cenie około 4200 - 4600zł (w zależności od wykończenia skrzynek) posiadające wielu groźnych konkurentów.
  7. Amphion Helium 510 to połączenie wysokich umiejętności inżynierskich, świetnej jakości projektu i wykonania oraz piękny dojrzały dźwięk. Są takie jak ich nazwa, bo hel to gaz szlachetny, czyli w chemii i w naturze przecież pierwiastek idealny, choć najniższy w swojej grupie układu okresowego...

Sprzęt używany podczas testu
Wzmacniacze: Hegel H100, Xindak MT-3 oraz przedwzmacnicz Rotel RC-03 i dwie monofoniczne końcówki mocy – Rotel RB-03.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Usher S-520 i Audio Academy Phoebe III.
Źródła: odtwarzacz płyt CD – Musical Fidelity A1 CD-PRO, serwer muzyczny – CocktailAudio X10, komputer MacBook Apple, gramofon Clearaudio Emotion, a także DAC Hegel HD11.
Kable: różne, a w tym Siltech Amsterdam jako głośnikowe.
Akcesoria: platforma antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40, panele akustyczne Vicoustic Wave Wood, stoliki Ostoja i VAP, podstawki pod monitory - VAP i IKEA :)

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Amphion: TUTAJ.



niedziela, 20 maja 2012

Pub „Jedyna” w Ciechocinku – tu gra się muzykę z winyli!


Przebywając w ostatni weekend w Ciechocinku przypadkowo dość odwiedziłem kawiarnię – pub „Jedyna” przy ulicy A. Mickiewicza 14. W tym miejscu gra się muzykę prawie wyłącznie z płyt winylowych! Właściciel – pan Dariusz Lewandowski to prawdziwy pasjonat czarnej płyty, oprócz tego, że ma w swojej kolekcji olbrzymią ilość winyli, to jeszcze ze swoim hobby dzieli się z gośćmi pubu. Tu każdy może zamówić dowolną muzykę z płyty analogowej, która odtwarzana jest na wintadżowym gramofonie AKAI, a używane głośniki to kultowe polskie Tonsile Altus 140. Poprosiłem o odtworzenie albumu The Alan Parsons Project – „I Robot”…

Atmosfera w pubie jest bardzo przyjemna, przytulna, a wystrój stricte a'la muzyczny. Wygląd zewnętrzny – typowo „ciechociński”, bo w zdecydowanej i kontrastowej kolorystyce.  Co ciekawe, kilka razy w tygodniu organizowane są wieczory odsłuchowe muzyki z winyli – jak widać na jednym ze zdjęć poniżej, w najbliższy wtorek będą to Breakout i Tadeusz Nalepa.