Polpak

piątek, 21 października 2011

Słuchawki Fostex T-7



[Niniejszy tekst pochodzi z 2008 roku i pierwotnie był opublikowany na portalu Stereo Underground.]

Na początek kilka informacji ogólnych
Fostex jest firmą-córką japońskiego Fostera - producenta różnych głośników i przetworników oraz słuchawek wykorzystywanych przez wiele innych firm - tych mniej i bardziej znanych. Fostex zaś to firma oferująca swoje produkty (mikrofony, miksery, wzmacniacze, słuchawki, kolumny, etc) w przeważającej części dla rynku profesjonalnego dla muzyków, studiów nagrań, inżynierów dźwięku, etc. Główne rynki sprzedaży Foster'a to Azja - razem z Japonią - 56%, dalej Europa - 23%, Ameryka Północna - 18% i inne.
Dla porządku - słuchawki typu CAL!, niektóre Denony i Fostexy posiadają przetworniki tego samego producenta, czyli Fostera. Prawdopodobnie występują także w niektórych modelach Audio-Technica i innych. A wiele słuchawek występujących na światowym rynku są tak naprawdę słuchawkami produkowanymi przez Fostera (tzw. rebranding) lub ich niewielkimi modyfikacjami.

Zdecydowałem się na Fostexy T-7 trochę z ciekawości, a trochę z poszukiwań innego dźwięku niż oferują CAL!, który, zresztą całkiem, całkiem mi odpowiada lecz, moim zdaniem za dużo w nim sztucznie podrasowanego plastikowego basu, stąd mój kierunek eksploracji innej szkoły Foster'a - właśnie Fostex. Potrzebowałem i szukałem dobrych słuchawek "do pracy", które będą w miarę trwałe, ale jednocześnie miłe w odsłuchach i za bardzo niepodkolorowujące (owszem można było kupić i DT 880, ale to już inna bajka, i o tym innym razem).




Pierwsze wrażenia
Słuchawki zapakowane są bardzo porządnie - można powiedzieć - pancernie. Spoczywają one w plastikowym solidnym kuferku zamykanym na dwa zatrzaski. Wewnątrz znajduje się bąbelkowa mata, a w niej słuchawki zapakowane w worek foliowy. Nie ma możliwości uszkodzenia podczas transportu, chyba, że przejedzie po tym walec.
Same słuchawki robią bardzo korzystne wrażenie - po wzięciu ich do ręki czuć, że są wykonane solidnie i ergonomicznie. Plastik jest bardzo dobrej jakości - twardy i niegnący się. Palce nie zostawiają śladów na powierzchni. Pałąk twardy i łatwo regulowany, miły w dotyku i wyposażony w miękkie poduszki . Dobrze leży na głowie, nie uciska. Słuchawki są pomimo swojej twardej budowy bardzo lekkie i to jest bardzo duże zaskoczenie dla mnie. W porównaniu do CAL!, które ważą nieznacznie, te są nieco cięższe, ale nie ciężkie. Pady wykonane są, można rzec, wykwintnie - nieco w budowie podobne do tych w Creative'ach, ale trochę grubsze i ciut szersze. Kabel w zasadzie identyczny (zdaje się, że taki sam przekrój kabla) jak w CAL!, ale jakby nieco sztywniejszy. Za to wtyczka - marzenie - gruba na palec! To solidny duży jack - niepozłacany.

Przeszukałem prawie cały Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tych słuchawkach i zauważyłem, że choć są często sprzedawane w sklepach Azji, USA i UK to ich opisów jak na lekarstwo. Poza rutynową informacją Fostexa, brak nieomal wrażeń z odsłuchów. Zastanawiające. Jedyny jako taki ruch jest na forach japońskich, które ze względów językowych, pomimo zastosowania translatora, okazały się dla mnie nie do przejścia.

Oficjalna informacja ze strony Fostex:
"Fostex T7 Manufactured from ultra- light materials, (these sets weigh in at under 230g) & feature new diaphragms to maximise audio performance, these stereo headphones offer superb all-round capability".

Wrażenia po tygodniowym odsłuchu
Pierwsze wrażenia po słuchaniu z Fostexów T-7 to brak zmęczenia uszu i komfort "nauszny" (lub "nagłowny"?) - są to słuchawki bardzo wygodne w noszeniu ich na głowie. W porównaniu do Sennheiserów HD650, które ściskają głowę niczym małe imadło T-7 leżą jak ulał i nie cisną - po pewnym czasie zapominałem, że na głowie mam słuchawki! CAL! także są dość wygodne, jednak ich muszle nie mieszcząc całkowicie uszu powodują spory dyskomfort. Grado za to grzeją małżowiny swoimi gąbkami ciut za mocno.

Dźwięk T-7 jest po pierwsze zharmonizowany, a po drugie zdyscyplinowany. Basy są stosunkowo "lekkie" i nie zaskakują uszu jakimiś szczególnymi wystrzałami, kiedy ich nie potrzeba. Większy bas pojawia się zwykle wtedy kiedy basista mocniej uderzy w struny lub perkusista mocniej walnie w stopę. I to mi się podoba. Nie ma tu beztroskiego dodawania niskich składowych dźwięku przez te słuchawki. Można poczuć się realistycznie i wygodnie, bo nie śledzimy mimowolnie rytmicznej gry perkusisty czy basisty, lecz skupiamy się na odbiorze całej muzyki. Moc i rytm basu oczywiście ciągle tu istnieją, ale nie wyskakują tak radośnie przed szereg jak w CAL!, w których na niektórych ścieżkach testowanych płyt okazywał się wręcz nie do przyjęcia.

Muzyka charakteryzuje się rozmachem i dynamiką. Budowa sceny poprawna i klarowna. Wrażenie siedzenia w trzecim-czwartym rzędzie. Kiedy słuchałem płyty Arte dei Suonatori - skrzypce, altówki i wiolonczele były zdecydowanie dobrze zgradiendowane w przestrzeni, a kontrabas śpiewał radośnie. Uważam, że T-7 dobrze sprawdziły się w klasyce, choć potrzebne będą dalsze odsłuchy dla potwierdzenia tej tezy.

Średnica najbardziej sprawdzała się w partiach wokalnych i fortepianowych, ponieważ jest rozciągnięta i bogata w ingrediencje. Głosy wokalistów z Afryki na płycie Omara Sosy są bliższe fizycznie słuchaczowi niż muzycy. Pięknie je słychać bez żadnych woalek ani zasłonek - są bezpośrednie, namacalne i miękkie. Fortepian rozciąga się wielobarwnie w powietrzu od prawej do lewej strony klawiatury. Pedalizacja odczuwalna, młoteczki swobodnie i dźwięcznie uderzają w struny, a tłumiki nie zanikają zbyt szybko, ich filc nie przylega za mocno i długo do strun. Mile wyrażana przestrzennie agogika, artykulacja i dynamika gry na fortepianie - więcej niż poprawne. Fortepian odbierany jest przez uszy jako zdecydowany, ofensywny i plastyczny z mikrodźwiękami. Duża wierność w tonacji i w barwach (w porównaniu z CAL! - wręcz rewelacyjna). Można kontemplować erudycję pianistyczną Ahmada Jamala i Omara Sosy godzinami...

Detaliczność nieco gorsza niż w Sennheiser HD650, ale nie jest to jakaś olbrzymia różnica - choć HD650 wyznacza tu wysoki standard, a T-7 są bardziej utemperowane (bo HD650 oczywiście całościowo lepsze są pod każdym względem, ale piszę tu o słuchawkach za ok. 300 zł). Górne rejestry Fostexów nie są jakieś strasznie wycofane, ale wysuniętymi do przodu także nie mogę ich nazwać. Wydaje mi się, że góra jest po prostu fizjologiczna i nie przesadzona (nie przejaskrawiona). Wokale na tym na pewno nie cierpią, a czynele nie prześwidrują bezlitośnie nam czaszki. Choć w Grado SR-60 pomimo większego "siania górą" nie jest to jakąś wadą. Ciekawe zjawisko. Poszczególne składowe dobrze pozszywane, nie odczuwałem jakiegoś rozwarstwiania czy rozłażenia się harmonicznych.

Co ważne, przy cichym słuchaniu muzyka jest dobrze przekazywana, ale po przekręceniu gałki potencjometru w prawo charakter dźwięku nie zmienia się radykalnie, a tylko zmienia się jego wolumen. Brak zniekształceń i przesterowań. Duża odporność na wysokie wzmocnienie. Długie i głośne słuchanie mniej męczy niż w HD650, ale może to tylko jakaś moja autosugestia, bo bywały dni, że spędzałem z T-7 i po 8-9 godzin. O dźwięku mogę powiedzieć, że jego jakość, niezależnie od wzmocnienia, jest na wysokim poziomie, doskonale oddany jest pogłos, atak, panorama, słyszalne są wszystkie szczegóły (choć w HD650 wyraźniej).

Fostexy T-7 dobrze grały także z "dziurki" PianoCraft E810 i Yamaha'y CDX-496, nieco gorzej z amplitunera Yamaha'y RX-V650 - brakowało tu jakiegoś ładu i klarowności przekazu. Z przedwzmacniaczem Rotel'a RC-03 więcej niż poprawnie, ale gorzej niż ze wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity.

Z iPodem T-7 świetnie sobie z nim radzą (i na odwrót) - jedyny mankament to konieczność posługiwania się adapterem z dużego jacka na mały. Dźwięk jest bliski temu wydobywanemu z CAL!, ale ma nieco inne parametry soniczne. Wydaje mi się, że nazwanie go analogowym będzie poprawne i uprawnione. Bas jest decydowanie przyjemniejszy - nie wali na oślep, lecz uderza precyzyjnie - nie jest wirtualny, lecz bliższy rzeczywistemu. Scena poprawnie zaznaczona, choć jej zaletą jest raczej szerokość, niż głębokość. Dynamika i swoboda zdecydowanie na plus. Ustawienie potencjometru na 3/4 zakresu powoduje, że już jest wystarczająco głośno, ale ustawienie na max. nie powoduje przesterowania ani zniekształceń. Komfort słuchania uprzykrza jedynie zbyt długi kabel (3m), bo przejściówka na mini-jacka to nie jest żaden problem.

Konkluzja
Ciekawe, solidne, wielozadaniowe - "półprofesjonalne" słuchawki dla każdego rodzaju muzyki, radzące sobie doskonale z wieloma źródłami, choć najlepiej zagrały ze wzmacniacza słuchawkowego. Z klarownym, otwartym dźwiękiem dającym wiele zadowolenia podczas słuchania i fenomenalną plastyczną przestrzenią.

Sprzęt używany do testów:
1. Rotel RCD-06 -> Musical Fidelity X-DAC -> Musical Fidelity X-CAN v3,
2. iPod nano,
3. Przedwzmacniacz Rotel RC-03,
4. Yamaha PianoCraft E810,
5. CD Yamaha CDX-496,
6. Amplituner Yamaha RX-V650
Kable: interkonekty to Audioquest Cooperhead, cyfrowy do DAC-a Profigold PGC4000, a przedłużacz słuchawkowy to kablel mikrofonowy Van damme zakończony profesjonalnymi wtykami Neutrika. Adapter jack duży na mały: Hama i Sennheiser.
Porównywane słuchawki:
· Sennheiser HD650,
· Creative Aurvana Live!,
· Grado SR-60,
· Koss Pro 4AAT,
· Koss PortaPro,
· AKG K530.

Warunki odsłuchu: pokój 20 m2 o regularnych prostokątnych kształtach, dobrze wygłuszony, temperatura 22-23 st. C, wilgotność ok. 45-50%, ciśnienie atmosferyczne 1010-1015 hPa - stabilne.

Płyty:
· Ahmad Jamal "It's Magic" (Dreyfus Jazz),
· Omar Sosa "Afreecanos" (Skip),
· Handel - Concerti Grossi Op. 6 - Arte dei Suonatori (BIS),
· Nils Petter Molvaer "Re-vision" (Emarcy),
· Radiohead "In Rainbows",
· Wictor Wooten "Palmystery" (Heads Up).

Specyfikacja producenta:
Impedance: 70 Ohm
Sensitivity: 98 dB/mW
Freq Response: 20 - 20 kHz
Max Input Level: 100 mW
Weight: 230 g

W artykule wykorzystano zdjęcia ze strony: www.fostexinternational.com oraz zdjęcia własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz będzie oczekiwać na moderację